Minął już pierwszy tydzień obozu 16 WDH nad jez. Rybno Duże. Czas zdać krótką relację i podsumować minione dni.

Przez tydzień urządzenia obozowe budował zwiad kwatermistrzowski, zwany kwaterką. Starsi chłopcy, plutonowi, pion kwatermistrzowski oraz drużynowy wyruszyli na obóz wcześniej, aby przygotować materiał budowlany i wznieść te konstrukcje, które muszą funkcjonować, gdy przyjadą chłopcy. Zwożono więc sosnowe żerdki, glinę i cegły na kuchnię, dokonywano niezbędnych zakupów, budowano w pocie czoła stołówkę i magazyny. Dzięki pomocy Zawiszaków, Jakuba Skrzyńskiego i Wojciecha Talachy, udało się zrobić sporo, jednak nawet oni nie zdołali wspomóc kwaterkowców na tyle, aby plan został wykonany w 100%.

Harcerze przyjechali w niedzielę, 6 lipca. Podjechali z fasonem niemal na skraj placu apelowego. Żeby nie było tak wesoło - zaraz po wyjściu z autokaru musieli wysłuchać półgodzinnej przemowy Lesława. Już wcześniej przeczuwali smak przygody, ale taki cios na samym początku powaliłby nawet słonia. A oni nic – stali i słuchali, choć co słabszych trzeba było odprowadzać na tyły. Twarde typy! 

 

Autokar podjechał na przyszły plac apelowy.

 

Zbiórka - początek gadki Lesława

Tymczasem pogoda nie zachęcała do spania pod gołym niebem, więc pierwszym zadaniem było rozbicie namiotów. Nie szło to najlepiej. Większość z harcerzy pierwszy raz widziała namiot dziesięcioosobowy, nie mówiąc już o tym, że nie mieli pojęcia o jego rozbijaniu. Niektórzy myśleli, że po prostu takim namiotem trzeba się przykryć i to wystarczy. Zabawa z ciężkimi płótnami i omasztowaniem oraz kłopoty ze śledziami spowodowały, że namioty stawiano przez kilka godzin. Wreszcie wszystkie wyprężyły się w trzech kręgach: podobóz młodszoharcerski i podobóz starszoharcerski (z łącznikiem w postaci komendy) oraz podobóz gospodarczy. Namioty zostały rozciągnięte na szczycie pagórka, z którego widać było stołówkę i kuchnię. Kuchnia wznosi się nad brzegiem jeziora, nieopodal jest pomost kuchenny, a dobre kilkadziesiąt metrów dalej – pomost kąpielowy. Są to więc niemal idealne warunki terenowe do zorganizowania obozu harcerskiego. 

 

Mija pierwsze pół godziny gadki Lesława

 

Teraz trzeba zobaczyć jak się rozbija dychę

 

Wziąć się samemu do roboty

 

I gotowe

Niestety, sama konfiguracja terenu nie wystarczy. Potrzeba jeszcze dobrej pogody i ogólnego spokoju. Pogoda przez cały pierwszy tydzień pozostawiała wiele do życzenia. Nie pomogły modły na wieczornej Mszy w Lipinkach, nie pomógł przyjazd pielęgniarek, które przecież nie z takimi beznadziejnymi stanami dawały sobie radę... Deszcz przerywany był przebłyskami słońca, które jednak świeciło wyjątkowo leniwie i nieregularnie. Mimo to, chłopcy nie upadali na duchu i budowali obóz przez trzy dni aż furczało! Robota tak paliła się w rękach, że aż żerdka (która najwyraźniej chciała tylko pomóc...) ugodziła boleśnie jednego z budowniczych i trzeba go było zszyć. Proszę jednak nie wpadać w panikę – będzie żył! 

 

Żerdki - z tego drewna zostanie zbudowany obóz,

 

który w kilka godzin po przyjeździe wygląda tak.

Poza pogodą pewnym niemiłym zaskoczeniem była postawa miejscowych. Jeszcze na kwaterce ukradli piłę (fakt, że przez nieuwagę obsługi), a zaraz na początku obozu – dziurawy kociołek, w którym mieszano zaprawę do budowy kuchni. Te wydarzenia spowodowały, że opracowano specjalny system wartowniczy, dzięki któremu obóz mógł spać bezpieczniej i pewniej.

Pionierka, czyli etap budowalno-montażowy, skończyła się po trzech dniach. Obóz otwarto uroczyście po południu we środę, 9 lipca. Wciągnięto flagę, odbył się uroczysty apel. Niestety, ze względu na wciąż istniejące zagrożenie pożarowe (mimo deszczu, który nas nie oszczędzał), leśniczy nie pozwolił na palenie tradycyjnego harcerskiego ogniska. W tej przykrej sytuacji znaleźli się również harcerze z innych obozów rozbitych nieopodal: 265 WDH, 22 WDH oraz zgrupowania ZHP z Mokotowa. Fakt, że rozbiliśmy obóz na tak „uharcerzonym" terenie wróżył dobrą zabawę, ale był też przedmiotem troski wartowników. Wiadomo, nie ma to jak podejść zaprzyjaźniony obóz i wykraść proporczyk albo flagę... No, może nie będzie tak źle. Zwłaszcza, że Ciastko i Mućka spróbowali już jak smakuje pościg w wykonaniu rozeźlonych wartowników.

Po rozpoczęciu obozu przystąpiono do realizacji jego bogatego programu. To znaczy, chciano przystąpić, ale koledzy z zaprzyjaźnionej 22 WDH, obozującej około 5 km od nas, nie byli jeszcze gotowi na wielką grę terenową, którą planowaliśmy z ich udziałem zaraz po zakończeniu pionierki. Faktem jest, że ich urządzenia namiotowe i obozowe, w tym wielkie konstrukcje na palach, mają się do naszej pionierki tak, jak meble z Zamku Królewskiego do wyposażenia szałasu Zulusów, ale trzeba zrozumieć, że około 75-80% uczestników naszego obozu nie widziało nigdy dwuręcznej pałąkowej piły (myśleli, że to wieszaki na ubrania...), nie miało w ręku siekiery, nie wbijało gwoździ, a młotków używało do rozbijania orzechów przed Świętami Bożego Narodzenia. Efektem braku doświadczenia jest niezwykle oryginalna pionierka stanowiąca uproszczoną wersję dalekiej wariacji na temat rzeźby abstrakcyjnej w wykonaniu wielojęzycznej grupy jednorękich tancerzy techno-dance, cierpiących na zeza i chorobę Św. Wita (i to jeszcze po zażyciu sporej dawki silnych środków odurzających), pracujących na pokładzie tratwy z balsy, która znalazła się w oku cyklonu na środku Pacyfiku. Szkoda, że młoda kadra, na którą tak liczyliśmy, nie zdołała sobie poradzić z tym problemem. Należy mieć nadzieję, że za rok będzie lepiej, ale skąd chłopcy mają brać wzory dobrej pionierki? No, chyba tylko z obserwacji w trakcie odwiedzin innych obozów.

Korzystając z chwili przerwy, przyjrzyjmy się kadrze obozu i prześledźmy skomplikowaną strukturę obozowego organizmu. Jak wiadomo, na obóz pojechało ponad 50 harcerzy, a dokładnie 52, w tym trzech spadochroniarzy z zaprzyjaźnionej z nami 214 WDH. Kadrę obozu stanowią: Lesław Kuczyński - komendant obozu, Marek Marczak – oboźny obozu, Krzysztof Pasternak – komendant podpobozu młodszego (II pluton, w składzie trzech zastępów: Bobry, Bociany i Łosie), Marcin Weiss – oboźny podobozu młodszego, Mikołaj Nowakowski – komendant podpobozu starszego (I i III pluton oraz patrol z 214 WDH) i Piotr Drzazga – oboźny podobozu starszego. Pionem kwatermistrzowskim zarządza Andrzej Karwan, którego wspomagają: Wojciech Talacha i Daniel Olszewski (transport i zaopatrzenie), Artur Michałowski i Marcin Gugała (magazyny) oraz Tymoteusz Iwańczuk (kuchnia). Całości dopełniają pielęgniarki i ratowniczki WOPR, Jagoda i Dominika, które nie szczędzą także swoich sił na niwie gastronomicznej, wspierane przez Małgorzatę i Iwonę. Oto całość naszej obozowej załogi. Co jakiś czas pojawia się jeszcze jakiś Zawiszak, gotów spieszyć z pomocą swojej Szesnastce (np. Dominik Bielski). Już wkrótce kadra zostanie powiększona o kolejnego instruktora (piszącego te słowa), który dołączy do obozu w piątek, 18 lipca. 

Lesław i główny "problem" kadry obozu, a nawet dwa ale za to jakże urocze.

A teraz powróćmy do spraw programowych i w kilku zdaniach opiszmy to, co działo się od zakończenia pionierki do niedzieli, 13 lipca. Jako się rzekło, 9 lipca otwarto uroczyście 74 obóz 16 WDH. Do wieczora nie wydarzyło się nic godnego uwagi kronikarza, który z czystym sumieniem może poświęcić się relacjonowaniu kolejnych dni obozowych.

We czwartek lało. W przebłyskach słońca budowano boisko piłkarskie, zgodnie z wytycznymi FIFA, aby rozegrać mecze Obozowej Ligi Piłkarskiej. Komisja złożona z przedstawicieli federacji zatwierdziła plan stadionu oraz grafik rozgrywek. Ze względu na warunki pogodowe i grząską murawę, rozpoczęcie sezonu odłożono na później. Po południu, kiedy pogoda ustabilizowała się na tyle, że bez większych obaw można było wyleźć z namiotów, odbyły się zwiady terenowe i zdobnicze. Po czterech dniach siedzenia na leśnej polanie chłopcy mieli wreszcie okazję zwiedzić okolicę i rozpoznać teren, w którym przyjdzie im spędzić kolejne dwa tygodnie (z wyjątkiem rajdu).

Piątek był dniem rozpoczynającym serię biegów na sprawności. Pierwszą sprawnością był higienista. Nasze ratowniczki włączyły się w przygotowanie i przeprowadzenie biegu, w którym wzięli udział niemal wszyscy ci, którzy chcieli zdobyć tę sprawność.  

 

Bieg na higienistę...

 

...połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Oprócz sprawności można było również sprawdzić swoją wiedzę z zakresu historii i tradycji 16 WDH w biegu przygotowawczym do zdobywania krajek i kostek. Mamy w Drużynie kilku chłopców, którzy nie noszą jeszcze tych charakterystycznych elementów naszego umundurowania, zatem jest to ważne przedsięwzięcie z punktu widzenia integracji Szesnastki. Biegi nie były specjalnie skomplikowane, ale na tyle męczące, że po ich zakończeniu odbyła się pierwsza w tym sezonie kąpiel w jeziorze. Trzeba się było porządnie wyszorować, bo jeszcze tego popołudnia cały obóz wyruszał na dwudniową wędrówkę do położonego nieopodal obozu 22 WDH. Noc spędziliśmy w obozie „parzystych", gdzie udostępniono nam kilka namiotów, w których z trudem się pomieściliśmy. 

Kąpielisko obozowe

W sobotę rano rozpoczęliśmy zwiedzanie zgrupowania 22 i 20 WDH. Pionierka stała tam na nieporównanie wyższym poziomie niż u nas, ale na naszej młodej kadrze nie zrobiło to specjalnie wrażenia. Bardziej zapadła im w pamięć gromada harcerek z podobozu Jaworzyny, które chętnie gościły u siebie druhów z Szesnastki. Rajd po podobozach zakończył się około 17:00. Po powrocie do obozu Szesnastki odbył się kominek (zakaz palenia ognisk wciąż obowiązywał, mimo częstych deszczy), a w nocy – pasjonująca gra terenowa. Trzech spadochroniarzy wylądowało w lesie, trzeba było ich odnaleźć. Cały obóz przeszukiwał okoliczne krzaki w poszukiwaniu skoczków. Nikt już nie pamięta jak zakończyła się gra, bo prawie wszyscy byli tak zmęczeni, że zasypiali w marszu. Wkrótce odtrąbiono więc powrót do obozu.

Niedziela rozpoczęła się od wielkiej gry symulacyjnej, polegającej na uczestnictwie w akcji ratowniczej. Po lasem miał miejsce wypadek: autokar wpadł w poślizg, jest wielu rannych (w tej roli wystąpiły trzy zastępy); na ratunek wyruszają harcerze z pobliskiego obozu (w tej roli pozostałe pięć zastępów). W ekipie ratowniczej znajdują się zarówno nasze ratowniczki, Jagoda i Dominika, jak i ratownicy z patrolu HOPR działającego w Szesnastce. Akcja przebiegła sprawnie, ale autokar nadaje się do kasacji. Po południu, dzięki sprzyjającym warunkom pogodowym, udało się wreszcie zainaugurować rozgrywki Obozowej Ligi Piłkarskiej. Prezesem ligi został Ciastko, który kazał sobie sprawić biurko, telefon i czarna teczkę. Odbyło się parę meczy, z których dochód przeznaczono na dożywienie prezesa. Po zakończeniu rozgrywek i ablucji poszliśmy do położonego na południe (jez. Rybno Małe) obozu 265 WDH, gdzie uczestniczyliśmy w pięknej Mszy polowej. Potem już tylko kominek, siusiu i spać.

Rozpoczyna się właśnie kolejny tydzień obozu. W poniedziałek ma odbyć się wielki bieg na orientację, w którym na trasę około 7 km długości wyruszy 17 patroli. To będzie niezła zabawa, zwłaszcza dla tych, którzy o busoli czy mapie mają dość mgliste pojęcie. Ale, jak na harcerzy Szesnastki przystało, nie dadzą się i z pewnością przejdą tę niezbyt długą trasę. W ten sposób przygotują się do biegu na stopień młodzika, który odbędzie się już za kilka dni...

Lech Najbauer
zdjęcia: Lech Najbauer  i Wojtek Talacha