10 - 11 czerwca 2006

Była sobota, 10 czerwca 2006 roku, godzina w okolicach 6:55. Szedłem właśnie na zbiórkę wyjazdową na biwak, na którym miało dojść do rozstrzygnięcia turnieju zastępów Szesnastki. Już od momentu wyjazdu trwała rywalizacja. Pierwsze zadanie: każdy zastęp miał samodzielnie dojechać na miejsce biwaku czyli do Urli nad Liwcem. Ja, wraz z Marcinem Gierbiszem (zastępowym zastępu "Lisy"), ustaliliśmy zbiórkę naszych zastępów na placu Narutowicza na 7:00. Gdy wszyscy przyszli w umówione miejsce wsiedliśmy do tramwaju nr 32, którym dojechaliśmy na dworzec wileński. Na dworcu przy kasach spotkaliśmy resztę naszej Drużyny, która dojechała na miejsce autobusem. Po kupieniu biletów i znalezieniu miejsca w pociągu odjechaliśmy do Urli. Była wtedy godzina 8:15.

Jechaliśmy około półtorej godziny, a o 9:40 wreszcie wysiedliśmy z pociągu i zaczęła się pierwsza gra. Ale najpierw trzeba było wylosować kolejność w jakiej zastępy miały wystartować. Kwestię tę miała rozstrzygnąć gra "W trzy patyki", w której uczestniczyli tylko zastępowi. Gra była szybka, ale zażarta. Dopiero po wylosowaniu kolejności dowiedzieliśmy się, jakie są zasady gry. Może więc nie opłacało się walczyć o najlepszą lokatę? Zobaczymy...

 

 

 

 

Była to gra z terenoznawstwa. Każdy zastęp miał się podzielić na dwie grupy. Pierwsza grupa miała dotrzeć do wszystkich punktów zaznaczonych na mapie i zostawić proporczyki, a druga miała odszukać te punkty i zebrać proporczyki. Można było również odbierać je innym zastępom. Trasa zaznaczona była na mapkach. Zaczął się południowy upał, kiedy wyruszyliśmy na trasę. Droga trwała kilka godzin. Gdy doszliśmy na punkt końcowy była godzina 14:30. Byliśmy trzecią grupą, która dotarła na miejsce zakończenia gry. Przez półtorej godziny czekaliśmy na pozostałych, odpoczywając i zajmując się różnymi harcami. Gdy wszyscy już do nas dotarli (oprócz Maślaka, który zgubił się i dotarł do nas dopiero wieczorem), poszliśmy całą Drużyną na miejsce noclegu. Była to mała polana na brzegu rzeki o nazwie Liwiec.

Po takiej długiej i wyczerpującej wędrówce wszyscy porządnie zgłodnieli. Skoro tak, to następnym naszym zadaniem było przyrządzenie obiadu. Nasz zastęp przygotował fasolę z puszki w sosie. Była całkiem smaczna. Oczywiście podgrzaliśmy ja wcześniej na ognisku. Gdy właśnie kończyliśmy sprzątać miejsce ogniskowe po obiedzie, nagle przybiegł Paweł Huras, prowadzący biwak i turniej, i zaczął krzyczeć, że wydarzył się jakiś wypadek i są ranni. Wszyscy szybko się domyślili, że teraz będzie krótki sprawdzian z samarytanki. Chwyciliśmy za nasze apteczki i pobiegliśmy za Pawłem. Niedaleko miejsca, w którym rozpaliliśmy ognisko leżało kilku rannych. Każdy zastęp miał opatrzyć jednego z nich. Ta gra poszła nam całkiem nieźle.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zbliżała się noc, więc po zakończeniu sprawdzianu z samarytanki musieliśmy zacząć rozkładać namioty. Akurat nam trafił się niekompletny namiot. Brakowało fragmentu masztu, ale mimo to daliśmy sobie rade. Później można było się umyć, a niektórzy odważyli się nawet wskoczyć do rzeki. Ci, którzy skończyli się myć musieli wykonać kolejne krótkie zadanie. Trzeba było obliczyć wysokość drzewa i szerokość rzeki. Następnie przyszła pora na grę z musztry. Rozpoczęliśmy od wykonywania manewrów całą Drużyną, a odpadali ci, którzy pomylili się np. wykonując zwroty lub meldując się. Wygrywał więc ten, kto został jako ostatni na placu boju. Na początku łatwo było odpaść, ale pod koniec zostało trzech mistrzów musztry i gra przeciągała się, bo żaden długo nie popełnił żadnego błędu.

W tym czasie nasz biwak odwiedził hufcowy, phm. Grzegorz Kalisz. Obserwował manewry z musztry, wizytował miejsce biwakowe, rozmawiał z drużynowym i przyglądał się przebiegowi turnieju.

 

 

 

 

Około godziny 23:00 odbyło się ognisko, na którym śpiewaliśmy piosenki i prezentowaliśmy scenki wymyślone w jego trakcie (a więc z zaskoczenia). Scenki były związane z obrzędowością naszego następnego oraz z obrzędowością obozu (czyli z początkami Państwa Polskiego). Po ognisku poszliśmy spać, ale nie na długo. O godzinie 1:00 zbudził nas alarm na nocną grę. Gdy wszyscy wstali, oddaliliśmy się od miejsca obozowiska i Paweł wytłumaczył nam zasady gry. Cała Drużyna dzieliła się na dwie grupy. Każda grupa miała umieścić proporzec w kręgu oraz bronić swojego i odebrać innym ich proporzec. Były to więc klasyczne "Dwa proporce". Gra trwała godzinę i skończyła się remisem, ponieważ żadnej z ekip nie udało się wykraść proporczyka przeciwnikom. Po tej rywalizacji wróciliśmy do namiotów i spaliśmy do rana.

Następny dzień zaczęliśmy od rozgrzewki i toalety porannej. W trakcie gimnastyki odbył się jeszcze mini-turniej gry "W trzy patyki", oczywiście punktowany. Następnie zjedliśmy śniadanie i po złożeniu namiotów odbył się apel kończący biwak, na którym został wręczony puchar dla najlepszego zastępu oraz koszuli z napisem "Najlepszy zastęp 16 WDH 2006". Pierwsze miejsce zajęły "Jastrzębie", drugie "Lisy", a trzecie "Żbiki". Nam udało się zająć czwarte, co także uważam za sukces. Za rok pójdzie naszemu zastępowi znacznie lepiej.

 

 

 

 

Po apelu poszliśmy na stację kolejową w Urlach. O godzinie 10:00 byliśmy już w pociągu i wracaliśmy do Warszawy, a po dwóch godzinach byliśmy już wszyscy w domach.

mł. Łukasz Jusziewicz