Wyjazd wieczorem, 24. czerwca

Spotkaliśmy się o godzinie 21.00 przy kasach. W niedługim czasie przybyły wszystkie nasze zuchy, więc mogliśmy załatwić organizacyjne sprawy w miarę szybko, po czym udaliśmy się na peron, gdzie po rozdaniu "firmowych" koszulek nastąpiły pożegnania rodziców ze swoimi dziećmi. Gdy już nam wszystkim udało się zapakować do pociągu, jeszcze długo rozbrzmiewały ostatnie rady rodziców, że mają być grzeczni i że już za dwa tygodnie wracają. Gdy pociąg ruszył ze stacji, zuchy wyjęły swój "prowiant" dany im przez rodziców na drogę i zajadały się nim tak długo, aż nie mogły więcej zmieścić. Wtedy została ogłoszona prowizoryczna (na możliwości pociągu) cisza nocna, czyli zostały zgaszone światła w przedziałach. Po godzinie większość zuchów spała.

Dzień 1, 25. czerwca

Po przyjeździe do Wałbrzycha przesiedliśmy się do autokaru, aby dojechać do Sokołowska. Dzień zapowiadał się dobrze - świeciło słońce, było przyjemnie ciepło. Autokarem jechaliśmy 2 godz. obfitujące w różne ciekawe zdarzenia. Graliśmy z zuchami "swoimi" i "cudzymi" we wszystko co się dało. Gdy dojechaliśmy na miejsce, nastąpiło rozlokowanie się w "kwaterze", czyli rozpakowywanie, kłótnie zuchów o łóżka i półki oraz dużo innych rzeczy czyniących ogólny nieład. Po wyładowaniu plecaków, toreb i siatek zeszliśmy na wspólny posiłek (spóźnione śniadanie). Następnie zuchy zaczęły za pomocą krepiny, papieru, kredek, nożyczek i kleju przyozdabiać swoje pokoje, przygotowując je w sposób obrzędowy, po czym wymyślały nazwy, okrzyki, szyfry itd. dla swoich pokoi - szóstek. Jedna szóstka została Armią Piotrusia Pana, a jej szóstkowym został Adam Stępień, natomiast druga szóstka nazwała się Pogromcy Piratów z szóstkowym Michałem Surmakiem. Potem cała przedpołudniowa praca zuchów została oceniona. Na razie punktacja była wyrównana.

Gdy mieszkania były przygotowane, zeszliśmy na obiad, a potem udaliśmy się na poobiednią drzemkę, podczas której zuchy nabrały ochoty do dalszych działań, a my "przemyciliśmy niezauważenie" do ich pokoi koperty z zaszyfrowanym adresatem. Gdy skończyła się cisza, obie szóstki usłyszały, że w swoich pokojach znajdą wiadomości o tym, co mają dalej zrobić. W obu pokojach koperty zostały znalezione błyskawicznie i wyruszyliśmy na zwiad. Ich zadaniem było zdobyć kartony, zrobić sobie totem, dowiedzieć się czegoś o miejscowości, w której się znajdują oraz znaleźć ciekawe według nich miejsca do zabaw. Niestety, jedno z tych zadań się nie udało, a mianowicie chłopki nie mieli gdzie zdobyć kartonów, ponieważ z powodu niedzieli wszystkie sklepy były pozamykane. Po zwiadzie poszliśmy na mszę, a następnie zaprowadziliśmy głodne zuchy na kolację. Po kolacji pełni energii na wyraźne życzenie zuchów poszliśmy grać w piłkę(nie zrealizowaliśmy wieczornej części planu z powodu wcześniejszej ciszy nocnej). Poznaliśmy boisko, pograliśmy sobie, a następnie poszliśmy z powrotem do ośrodka, gdzie umyci i odświeżeni poszliśmy na Krąg Rady, a następnie Maurycy poczytał zuchom na dobranoc i tak skończył się pierwszy dzień naszych zmagań z Kapitanem Hakiem.

Dzień 2, 26. czerwca

Drugiego dnia po pobudce, powitaniu dnia i myciu została wprowadzona nowa część planu dnia, której wcześniej nie było ze względu na niedzielę, a mianowicie - gimnastyka poranna. Na szczęście pogoda była taka jak poprzedniego dnia, więc z przyjemnością wybiegliśmy na dwór. Na początku "sportowcy" nie wiedzieli za bardzo o co chodzi i po co my tam biegniemy, ale potem wyraźnie im się spodobało. Po jakże prozaicznej rzeczy, jaką jest spożycie śniadania, wyruszyliśmy na wyprawę w celu zdobycia broni, ponieważ potrzebna nam była do walki z kapitanem Hakiem. Oprócz ogromnej ilości wykonanej wszelkiego rodzaju broni obuchowych i miażdżących, udało nam się zrobić również dwa prawdziwe łuki, które strzelały dosyć celnie. Radość z wykonanych broni była taka, że zuchy cieszyły się nimi aż do obiadu, wyzywając siebie nawzajem na pojedynki, a czasem nawet wyzywając któregoś z druhów. Wtedy taki pojedynek był uważnie obserwowany przez innych, którzy myśleli, jakby tu pokonać druha Maurycego

Po wielu stoczonych walkach udaliśmy się na drugi w tym dniu posiłek, jakim był obiad, aby następnie odleżeć godzinę w łóżkach i zacząć pisać listy do rodziców.

Po ciszy poobiedniej wyruszyliśmy na grę, mającą na celu praktyczne wypróbowanie uzyskanych wcześniej broni. Idąc po znakach natrafiliśmy na polanę pełną tarcz strzelniczych i każdy z dwóch łuków na przemian strzelał z większym lub mniejszym powodzeniem. Po wyruszeniu w dalszą drogę kierowaliśmy się dalej strzałkami na ziemi, kamieniach, roślinach i w powietrzu, aż doszliśmy do miejsca, gdzie podzieliliśmy się na dwie drużyny i stoczyliśmy bitwę na czapki. Na szczęście obyło się bez większych obrażeń, więc mogliśmy wyruszyć dalej. Nagle na mostku zobaczyliśmy wskazówkę, że idziemy w stronę obozu wroga. Skradając się, poszliśmy w tamtą stronę i zauważyliśmy, że obóz jest opuszczony, gdy nagle usłyszeliśmy szmery w lesie i zuchy zaproponowały, żeby sprawdzić co to jest, więc zostawiły bronie i pobiegły gonić piratów. Gdy nasi wojownicy wrócili z lasu ciesząc się, że przegoniły piratów, zastały druha Maurycego, który został ogłuszony przez nieznajomych, a bronie znaleźli ukryte w krzakach 10 metrów dalej. Po tym incydencie wspólnie wróciliśmy na podwieczorek, a później kolację. Po kolacji było rozpoczęcie obrzędowości przez całe Zgrupowanie. Tam powitały nas Strażniczki, które oznajmiły nam, że pilnują skarbu, ale skarb ten rozpadł się na kawałki i musimy pomóc im go odnaleźć. Tak więc każda gromada Zgrupowania musiała przedstawić się w formie scenki. Nasi aktorzy przedstawili scenę jakże charakterystyczną dla Piotrusia Pana, a mianowicie rzucanie się niby-jedzeniem. Przedstawianie scenek sprawiło wiele radości, tak więc po udanym wieczorze wszystkie zuchy zgodnie poszły spać.

Dzień 3, 27. czerwca

Dzień się zaczął jak zwykle. Pobudka, powitanie dnia, mycie się, śniadanie. Po śniadaniu zaś wyszliśmy przed budynek, gdzie było całe Zgrupowanie. Zostaliśmy tam podzieleni na 2 grupy - jedna grupa szła na wycieczkę pt. "Gry i zabawy", a druga na wycieczkę przyrodniczą o ptakach. Na tej wyprawie pan przyrodnik pokazywał nam gniazda jaskółek, jak też same jaskółki lub inne ptaki. Pokazywał nam również różne rośliny, między innymi 2 odmiany klonu. Była to ogromna atrakcja dla zuchów. Każdy chciał potrzymać lornetkę czy też popatrzeć przez lunetę. Potem wszyscy, bardzo zmęczeni wróciliśmy na obiad. Po ciszy poobiedniej wyruszyliśmy na grę terenowo-sprawnościową mającą na celu uwolnienie Dzwoneczka. Szóstki po raz pierwszy na tej kolonii poruszały się same. My nie chodziliśmy za nimi, tylko krążyliśmy dookoła nich, tylko ich obserwując z daleka. Gra ta sprawiła dużo frajdy, a w szczególności najfajniejsze były pułapki zastawione w Grocie Hermana - na wpół zarośniętej jamie zbudowanej z koralowca, w której gra się kończyła zdjęciem Dzwoneczka z sufitu o wysokości ok. 3 m. Po powrocie i zjedzeniu obfitej kolacji, stwierdziliśmy z powodu ciepłej, lekko wietrznej pogody, że pójdziemy pograć w piłkę. Po powrocie na Kręgu Rady dowiedzieliśmy się, że ten dzień im się bardzo podobał.

Dzień 4 - 28. czerwca

W tym dniu nie ma zbyt dużo do opisania, ponieważ po najzwyklejszych już rannych czynnościach (pobudka, śniadanie) wybraliśmy się do Skalnego Miasta w Czechach. To co widzieliśmy, nie jest do opisania. Zdjęcia być może zostaną wstawione tutaj. Oglądaliśmy mnóstwo cudownych dziwów natury. Czasami potrzeba było dużo wyobraźni, żeby zgadnąć, co ta rzeźba ma wspólnego ze swoim opisem. Niemniej jednak wycieczka była bardzo ekscytująca i wszystkim się bardzo podobało. Jednak po powrocie wszyscy byli nieziemsko głodni, ponieważ obiadokolację zjedliśmy dopiero o 17.00, więc "obżarci" chętnie poleżeliśmy godzinę po obiedzie. Jednak nagle pojawił się problem: zaczął padać deszcz. Mimo wszystko postanowiliśmy ubrać się ciepło i poszliśmy do wiaty, gdzie wspólnie zrobiliśmy sałatkę truskawkowo - cukrową w proporcjach 2-1! Jednak zuchom bardzo smakowało. Po zjedzeniu postanowiliśmy rozpalić ognisko, co mimo mokrego chrustu udało się. Gdy wszyscy się ogrzali, deszcz przestał kropić, więc zuchy znowu przeistoczyły się w aktorów i przedstawiły nam scenki, po dwie każda szóstka. Gdy zabawa się skończyła, wróciliśmy do ośrodka i poszliśmy spać. Dzień uważam za udamy mimo padającego deszczu.

Dzień 5, 29. czerwca

Tego dnia po przebudzeniu, porannej ablucji i spożyciu posiłku przybyli do nas funkcjonariusze Straży Granicznej, aby przybliżyć nam trochę swoją działalność - metody i środki. Najpierw trochę poopowiadali nam o tym, co robią, gdzie i jak, ale potem pozwolili pobawić się różnorakim sprzętem, jaki ze sobą wzięli. Wszyscy zaczęli robić sobie zdjęcia w kaskach, kamizelkach kuloodpornych, z pistoletami i innymi broniami palnymi. Zabawa trwałaby jeszcze długo, gdyby nie przerwał nam obiad. Po obiedzie z powodu pochmurne pogody nie ruszaliśmy się daleko, lecz przeprowadziliśmy serię zabaw zaproponowanych przez zuchy - podchodzenie, chowany itp. Po kolacji zostało ogłoszone przybycie przyrodników, więc zorganizowaliśmy wspólne śpiewanki z gromadą żeńską. Po śpiewankach przybyli nasi znajomi przyrodnicy, którzy pokazali nam prezentacje multimedialną o florze i faunie tego regionu. Prezentacja bardzo zaciekawiła zuchy i było dużo pytań, więc spotkanie przedłużyło się i cisza nocna rozpoczęła się niezwykle późno. Dzień miał bardzo zróżnicowany plan, więc był bardzo ekscytujący, lecz podobał się zuchom również dlatego, że część programu wyszła z ich własnej inicjatywy.

Dzień 6, 30. czerwca

Gdy obudziliśmy się rano, padał deszcz, więc postanowiliśmy zrobić krótką grę na dworze, żeby zuchy za bardzo nie zmokły. W tym celu rozgrzewka odbyła się w budynku, po czym ubraliśmy się przeciwdeszczowo i wybraliśmy się w teren. Tam odbyła się krótka gra częściowo sprawnościowa, częściowo terenowa, z elementami podchodzenia, wspinania się po drzewach. Jednak gdy deszcz zaczął padać silniej, postanowiliśmy wrócić do ośrodka. W ośrodku zorganizowaliśmy śpiewanko - pląsanki z zuchenkami. Przyniosły one jak zwykle wszystkim wiele radości, i bawiliśmy się do obiadu. Po obiedzie nadal padał deszcz, więc postanowiliśmy nie moczyć się bez potrzeby i zorganizowaliśmy sesję gry RPG. Chłopaki nie za bardzo wiedzieli o co chodzi, ale już po 10 min. Stali się łowcami, magami, barbarzyńcami i zaczęli prowadzić udaną walkę ze złem. Tak im się to spodobało, że po kolacji nie chcieli nic innego, a dużo do wyboru nie było, bo padał deszcz. Po jakimś czasie przerwaliśmy grę, ubraliśmy się w mundury i zrobiliśmy bardziej uroczysty Krąg Rady, częściowo kominek, na którym prowadziliśmy dyskusję o różnych sytuacjach, które się nam przydarzyły na tej kolonii dotychczas, i tych miłych, i tych niemiłych. Tak zakończyliśmy szósty dzień naszej kolonii.

Dzień 7, 1 lipca

Tego dnia od rana trwały przygotowania do festiwalu, który miał się odbyć po obiedzie. Mieliśmy pełne ręce roboty, ponieważ trzeba było przygotować scenkę, pląs, piosenkę i okrzyk, które nawiązywałyby do naszej obrzędowości. Zuchy wykazały ogromną inicjatywę i wymyśliły wszystko w krótkim czasie, ale gdy się wszystkie nauczyły wymyślonej wspólnie piosenki, trzeba było zejść na obiad. Po obiedzie nasi aktorzy trochę spięci, ale w dobrej formie poszli wraz ze wszystkimi na miejsce naszego festiwalu. Osiągnęliśmy pełen sukces!

Zdobyliśmy 3 dyplomy: 2 pierwsze miejsca i jedno drugie. Gdy już nacieszyliśmy się nimi przy podwieczorku, nadszedł czas na kolację. Po kolacji nastąpił pokaz pierwszej pomocy prowadzony przez Jacka, po którym zuchy szły po śladach Lewiatana, który porywał druhów po kolei, lecz druhowie wychodzili z małymi obrażeniami(pokazanymi wcześniej na pokazie)typu: oparzenie, skaleczenie itp. Zuchy się bardzo dobrze spisały. Była to dla nich świetna zabawa, a przy okazji sporo się nauczyły. Po skończonej grze wróciliśmy do ośrodka, po czym położyliśmy się spać. Dzień miał wyjątkowo zróżnicowaną fabułę z powodu wcześniejszego przekładania gier(zła pogoda).

Dzień 8, 2 lipca

Ten dzień zaczął się od porannej Mszy w kościele parafialnym. Przed mszą nie jedliśmy śniadania, więc wróciliśmy głodni i szybko spożyliśmy, co było do spożycia, aby jak najszybciej wybrać się w teren i nie zmarnować pięknej słonecznej pogody. Gra, która została zorganizowana, była sprawnościowo - wytrzymałościowa. Zuchy dużo musiały iść pod górę, ale mimo zmęczenia wykazywały wielkie zainteresowanie na punktach (np. przy przechodzeniu przez linę), ale jednocześnie do gry wprowadzony był element szyfrowania obrazkami. Gra była bardzo udana - pierwszy raz na kolonii chłopaki byli autentycznie wyczerpani, więc po obiedzie z wielką chęcią poleżeli godzinę. Jednak po godzinnym leżeniu siły im wróciły, więc wyruszyliśmy na grę w lesie z elementami ukrywania się. Gra się tak podobała wszystkim, że nawet nie zauważyliśmy, jak na minął czas do kolacji. Po kolacji zrobiliśmy Krąg Rady i postanowiliśmy położyć zuchy spać wcześniej, ponieważ tej nocy miało się odbyć pierwsze znaczkowanie.

Około 23 obudziliśmy zucha, który miał być znaczkowany tej nocy - Michała Surmaka. Wytyczyliśmy trasę od ośrodka do Groty Hermana, na której to trasie zuch musiał wykazać się przestrzeganiem 6 punktów Prawa Zucha. Wszystkie próby przebiegły pomyślnie i gdy znaczkowany doszedł do ostatniego etapu trasy - ogniska przy Grocie Hermana, już wiedział o co chodzi. Gdy złożył Obietnicę Zucha, wspólnie wróciliśmy do ośrodka. Tak został na stałe wcielony do naszej gromady pierwszy Zuch.

Dzień 9, 3. lipca

Tego dnia rano trwały gorączkowe przygotowania: miała się odbyć Wielka Olimpiada Zuchowa. Gdy już wszystko zostało przygotowane, szóstki wystartowały do rywalizacji w najróżniejszych konkurencjach: od piłki nożnej po rzut trampkiem czy glanem. Nasze zuchy spisały się na medal. Wygrały główną konkurencję olimpiady: piłkę nożną. Nagrody otrzymały prawie wszystkie zuchy, każdy zuch czy kuchenka czymś się wykazał/a. W trakcie obiadu zostały rozdane dyplomy. Po obiedzie zuchy ogarnęła taka euforia, że postanowiliśmy jej nie przerywać, więc postanowiliśmy w pewnym sensie kontynuować olimpiadę: urządziliśmy zawody szermiercze przy Grocie Hermana. Zuchy się wymęczyły tak, że bardzo chętnie wróciliśmy na podwieczorek i po krótkim odpoczynku zjedliśmy kolację. Potem na wyraźne błagania naszych podopiecznych poszliśmy wytestować na boisku nagrodę główną - złotą piłkę. Pod koniec tego dnia byliśmy tak zmęczeni, że ku naszej uldze, zuchy poszły spać wcześniej. Tego dnia miało się odbyć drugie znaczkowanie. Odbyło się ono w pobliżu ośrodka - na drodze do pobliskiej wiaty, w której niegdyś jedliśmy truskawki. Tam rozpaliliśmy ognisko i wcieliliśmy następnego zucha na dobre do naszej Gromady - Adama Stępnia. Ostatniej nocy postanowiliśmy przyznać znaczki reszcie zuchów.

Dzień 10, 4. lipca

Tego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do Western City w Karpaczu. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wszystkie zuchy otrzymały bilety na najprzeróżniejsze atrakcje, została ustalona godzina i miejsce zbiórki powrotnej i wszyscy poszli wykorzystywać swoje bilety. Oczywiście od razu wszystkie zuchy pobiegły do sklepów i zaczęły kupować "kowbojskie" pistolety na kapiszony. Gdy zobaczyliśmy, że wszystkie zuchy takie mają, postanowiliśmy zrobić "napad na bank". Napad się udał, chociaż ludzie dosyć dziwnie patrzyli na gromadę dzieciaków, które weszły naraz do "banku" i zaczęły krzyczeć. Potem zobaczyliśmy przedstawienie "Walka Kowbojów", a chwilę później pojechaliśmy zjeść obiad i wróciliśmy do ośrodka na kolację. Po kolacji wszystkie zuchy strzelały na przemian ze swoich nowych pistoletów, więc postanowiliśmy zamiast im zabierać to pójść gdzieś z nimi na strzelaninę do lasu, gdzie mogliby wystrzelać się do woli. Znaleźliśmy w pobliżu ośrodka ruiny kapliczki, które były świetnym miejscem do takiej zabawy. Gdy wszyscy się już wykrzyczeli, wystrzelali, wybiegali i przeżyli to, co się działo, wróciliśmy, aby się odświeżyć i pójść spać, aby reszta zuchów(7) dała się obudzić. Znaczkownie odbyło się na jeszcze innej trasie niż dwa poprzednie, ale zuchów frajda była taka sama. Nie wszystkie pewnie pojęły, że już teraz są "tak naprawdę" w gromadzie, ale na pewno bardzo to przeżyły. Była to ostatnia noc naszej kolonii.

Dzień 11, 5. lipca

Z rana zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu: apel kończący, sprzątanie, pakowanie się, pożegnanie z terenem. Zuchy same proponowały, gdzie chcą jeszcze iść i co będziemy jeszcze robić. Gdy wróciliśmy na obiad, postanowiliśmy zrobić ostatnią grę przed wyjazdem. Po ciszy poobiedniej powiedzieliśmy im, że ich podwieczorek został ukradziony przez Kapitana Haka i że po Sokołowsku zostało rozwieszone 20 kartek z numerami i że muszą odnaleźć ich jak najwięcej, aby odzyskać swój podwieczorek. Sukcesem tego przedsięwzięcia było to, że do biegających zuchów dołączyli miejscowi i już po dziesięciu minutach zuchy biegały ze swoimi "szóstkami", w których było po 10 osób. Oczywiście podwieczorek odzyskali i spałaszowali go w szybkim tempie. Po opowiadaniach zuchów, kiedy jeden przekrzykiwał drugiego, chcąc powiedzieć jak najszybciej swoje przygody, nastąpiła kolacja. Po kolacji wszyscy zebrali się na kominku zakańczającym naszą obrzędowość, a mianowicie Strażniczki poinformowały nas, że skarb, jakim były nasze marzenia, został odnaleziony i że są z nas dumne. Potem odbył się apel z rozdaniem nagród, podziękowań, upominków itd., a następnie wsiedliśmy do autokaru, który dowiózł nas do Wałbrzycha, gdzie przesiedliśmy się w pociąg.

wyw. Adam Dziedzic