Kamieńczyk, 27-30 kwietnia 2007r.

Tuż po grze z cyklu gier o najlepszy zastęp 16 WDH "Sulima", a było to kilka minut po 19:00, dnia 27 kwietnia 2007 roku, spotkaliśmy się na Placu Zawiszy, wyczekując tramwaju. Dosłownie za 20 minut mieliśmy autobus w Dworca Wileńskiego, którym zamierzaliśmy udać się na miejsce naszego biwaku, dlatego nie czekaliśmy już na Adama mówiąc mu, żeby dojechał na własną rękę na dworzec. Gdy dotarliśmy na miejsce musieliśmy oczywiście poczekać na niego, bo gdzieś błądził. Okazało się, że staliśmy w złym miejscu i Adam czekał na nas od dłuższego czasu na innym przystanku przeznaczonym wyłącznie dla przewoźnika "Dar-Bus". Jakimś cudem znaleźliśmy Adama i przypadkiem jego tatę, który miał jechać następnym autobusem. Wróciliśmy na przystanek pod dworcem. Podjechał PKS, plecaki zapakowaliśmy do luku bagażowego, zapłaciliśmy po 6 złotych i wyruszyliśmy do Wyszkowa, miasta nad Bugiem.

Ponad godzinę później wysiedliśmy przed jakimś sklepem spożywczym i skierowaliśmy się drogą na Kamieńczyk. Po lewej stronie przed mostem zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie na armacie. Szliśmy dość ruchliwą drogą i co chwila odczuwaliśmy na twarzy ciężki powiew powietrza z piachem po pędzących ciężarówkach. Oczywiście - zachowywaliśmy bezpieczną odległość od szosy, ale niewiele to pomagało. Po około 4 km zeszliśmy z szosy, przeszliśmy przez powstającą obwodnicę, a dalej szliśmy leśną drogą prowadzącą do samego Kamieńczyka. Pod osłoną nocy, rozbawieni opowieściami Trochy i kawałami Sebka, szybko dotarliśmy do domku, w którym spędziliśmy piątkową noc. Zwiedziliśmy dom, rozpoznaliśmy się w terenie, zagotowaliśmy wodę na herbatę i spotkaliśmy się w pokoju na piętrze, by pogadać i ułożyć się do snu.

Michał Lewandowski

W sobotę wstaliśmy wystarczająco rano i rozpoczęliśmy dzień rozgrzewką. Później był apel i dopiero potem wyruszyliśmy z działki Boja, żeby poszukać miejsca, w którym możemy rozbić namioty. Początkowo szliśmy w kierunku Kamieńczyka (w którym oczywiście skorzystaliśmy ze sklepu i kupiliśmy produkty na śniadanie), a następnie - wzdłuż rzeki Liwiec. Podczas podróży natknęliśmy się na miłą polanę. Mieliśmy cały dzień na poszukiwanie miejsca, więc skorzystaliśmy z okazji i zjedliśmy śniadanie. Po śniadaniu dalej ruszyliśmy w dalszą drogę. Po około 30 minutach marszu znaleźliśmy miejsce nadające się jako tako na rozbicie obozu. Znalazłszy odpowiednie pole biwakowe, wróciliśmy na działkę Boja, aby zjeść obiad i wziąć plecaki oraz namiot. Rozprawiliśmy się z obiadem szybko i sprawnie, a następnie wyruszyliśmy w odnalezione rano miejsce, aby nareszcie rozpocząć biwak pod namiotami. Podróż nie zajęła nam wiele czasu, mimo obciążenia bagażem, więc gdy przybyliśmy na miejsce od razu rozłożyliśmy namioty. Zbliżał się wieczór, wiec postanowiliśmy zakończyć dzień apelem. Tak też zrobiliśmy, a potem rozpaliliśmy ognisko. Podczas niego śpiewaliśmy harcerskie piosenki oraz rozmawialiśmy o sprawach ważnych dla naszej drużyny. W końcu poszliśmy spać i tak się skończył drugi dzień naszej wyprawy.

Piotr Kończyk

O 9:00 rano obudziło nas poranne słońce, więc czym prędzej wyczołgaliśmy się z namiotów, aby cieszyć się dobrą pogodą. Postanowiliśmy, że pójdziemy nad rzekę wykąpać się i poopalać. Zabraliśmy ze sobą karimaty oraz ręczniki i przespacerowaliśmy na plażyczkę. Woda była strasznie zimna, jednak Kołczu, dając dobry przykład, bez wahania wskoczył do Liwca. Później i my podołaliśmy temu jakże trudnemu wyzwaniu. Kolejne kilka godzin minęło pod znakiem odpoczynku, pływaliśmy, bawiliśmy się i budowaliśmy zamki z piasku. Później jednak musieliśmy wybrać się do sklepu po coś do jedzenia. Każdy z nas kupił to, na co miał ochotę i przyrządziliśmy sobie obiad. Po obiedzie wybraliśmy się kilkuosobową ekipą do Kamieńczyka, w którym poznaliśmy wiele interesujących osób. Dzięki miejscowej młodzieży poznaliśmy nową, nietypową odmianę, popularnej w USA gry - bejsbola. Na początku nie byliśmy do nich w pełni przekonani, lecz później zniknęły wszystkie obawy i zakolegowaliśmy się z nimi na dobre. Oni pokazali nam ciekawe miejsca we wsi i okolicach.

Po powrocie do naszego obozowiska, ustaliliśmy, że nie ma sensu znowu spać w lesie, ponieważ noc miała być strasznie zimna i zleciało się mnóstwo komarów. Przenieśliśmy się zatem z powrotem do Boja na działkę. Po zjedzeniu kolacji położyliśmy się do łóżek. Mimo, że cały dzień był dość ciężki i byliśmy bardzo zmęczeni, to rozmawialiśmy jeszcze pół nocy o wrażeniach z wyjazdu.

Michał Trocha

Poniedziałek 30 kwietnia był ostatnim dniem naszego wspólnego biwaku. Wstaliśmy około 9:00, szybko zwinęliśmy śpiwory i karimaty, aby po 15 minutach zejść na dół z myjołami. Wyszliśmy do ogrodu, gdzie znajdowała się pompa. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na świeżym powietrzu, a potem wróciliśmy na piętro, by zrobić porządek. Odkurzyliśmy pokoje, wyrzuciliśmy śmieci, a następnie wyruszyliśmy do Kamieńczyka na śniadanie. Zrobiliśmy zakupy w sklepie z niebieskim dachem, a jest to jedyny dobry sklep samoobsługowy w tej miejscowości. Tuż za nim, pod parasolami, skonsumowaliśmy jogurty, bułki i kiełbaski na zimno. Zajęło to nam jakieś pół godziny, jedliśmy bez większego pośpiechu, a potem porozmawialiśmy jeszcze z chłopakami ze wsi i ostatecznie wróciliśmy do chaty.

W pozycjach półleżących, wystawieni na działanie promieni słonecznych, które opalały nasze blade jeszcze klaty, zajęliśmy się wstępnie omawianiem spraw obozowych. Rozmawialiśmy o liczbie osób jadących na obóz, o obrzędowości itd. Potem mieliśmy chwilę relaksu, czyli "trzy patyki". W międzyczasie dojadaliśmy pozostałe nam jeszcze zupki chińskie i zajmowaliśmy się szukaniem zawieruszonych rzeczy. Koło godziny 14:00 wyszliśmy w kierunku Wyszkowa, gdzie czekał na nas PKS. W połowie drogi nastąpiła zmiana w noszeniu namiotów.

Przeszliśmy Bug, a potem skierowaliśmy się ku przystankowi. Jechaliśmy szybko, podróż trwała 1,5 godziny. Wysiedliśmy wszyscy na Dworcu Zachodnim, skąd rozeszliśmy się do domów.

Michał Lewandowski