Pogorzel Warszawska, 19 maja 2007 r.

Relacja oczami zastępowego "Wilków"

Sobota, 19 maja 2007roku. Wtałem o godzinie 8:00, ubrałem się i wykonałem wszystkie poranne czynności w pośpiechu, ponieważ... zaspałem. Zazwyczaj mi się to nie zdarza, ale tym razem budzik nie zadzwonił. Zmuszony do zwiększenie tempa zjadłem małe śniadanie - na normalne nie miałem już czasu. O 8:20 wyszedłem z domu szybkim krokiem, by zdążyć na zbiórkę wyjazdową, która miała się odbyć o 8:30 pod Szkołą Podstawową nr 23. Oczywiście bez problemu dotarłem na miejsce naszego spotkania. Gdy przyszedłem, byli tam już chyba wszyscy, lecz nie było nas zbyt wielu. Licząc na oko, zebrało się tylko jakieś 20 osób.

O 8:35 wymaszerowaliśmy dwójkami na stację kolejową, z której za około pół godziny miał wyjechać nasz transport. Po zakupieniu biletów wsiedliśmy do pociągu, który jechał w stronę Pogorzeli Warszawskiej. Po godzinie siedzenia, oczekiwania i rozmów dojechaliśmy na miejsce. Następnie pomaszerowaliśmy na miejsce startu naszej gry. Nie mieliśmy z tym większych problemów, mimo iż na mapie szlaki miały inne kolory niż w rzeczywistości. Po dojściu na start każdy zastęp działał już osobno.

Na rozgrzewkę mieliśmy przejść składankę azymutową i jak najdokładniej zaznaczyć jej koniec. Następnie po kolei każdy zastęp został wypuszczany w trasę z piętnastominutowymi odstępami. Nasz zastęp startował jako przedostatni. Naszym zadaniem było przejście trasy oznaczonej znakami patrolowymi oraz wykonanie dwóch zadań podczas tej wędrówki. Po kilku minutach marszu natknęliśmy się na znak patrolowy oznaczający ukryty list. Znalezienie wiadomości nie zajęło nam zbyt dużo czasu. Z listu dowiedzieliśmy się, że mamy sporządzić szkic około 1 km drogi, którą szliśmy. Mimo to, że nie lubię rysować map, zadanie nie okazało się zbyt trudne. Następnym zadaniem, na które się natknęliśmy, było zmierzenie wysokości drzewa. To zadanie również nas nie przerosło. Maszerowaliśmy jeszcze przez około 40 minut, aż doszliśmy do Artura, który dał nam mapy z zaznaczonymi sześcioma punktami. Teraz mieliśmy za zadanie dojść do tych punktów, odnaleźć kartki z kodem i przepisać hasło. Był to zwyczajny bieg na orientacje, więc wiedzieliśmy, że trzeba walczyć o każdą sekundę. Przemieszczając się marszobiegiem odnajdowaliśmy kolejne punkty. Nie mieliśmy z tym większego problemu. Po zdobyciu trzech punktów spotkaliśmy Erazma i Olka z zastępu "Niedźwiedzie". Mieli taką samą liczbę zaliczonych punktów, co my. Podążali do tego samego punktu, więc udaliśmy się do niego razem. Dotarliśmy do miejsca zaznaczonego na mapie, lecz nie było tam żadnej kartki. Desperacko szukaliśmy owego punktu, aż ktoś wpadł na pomysł, aby się rozdzielić. Tak więc zrobiliśmy. Ja poszedłem w jedną stronę, a reszta w drugą. Po chwili spostrzegłem białą kartkę przyczepioną do drzewa. Spisałem kod z kartki i zawołałem swoich ludzi, lecz razem z nimi przybiegli Erazm i Olek. Niestety - to był mój błąd, bo zwracając na siebie uwagę umożliwiłem im zauważenie kartki. Gdy spisali hasło zapytali czy pójdziemy razem do kolejnych punktów. Zgodziłem się i to był mój drugi błąd, ponieważ wiedziałem, że jeśli pójdą z nami to dobiegniemy razem na metę, ale zapomniałem o tym, że oni wystartowali jako ostatni a my przed ostatni i będą mieli krótszy czas. Gdy biegliśmy od ostatniego punktu w stronę mety nie spodziewałem się, że dobiegniemy jako pierwsi. Lecz tak było, bo inne zastępy miały problemy z odnalezieniem niektórych punktów i jeszcze dużo czasu minęło, zanim skończyły swój bieg. Naszemu zastępowi zajęło to jedną godzinę i trzy minuty.

Następnym zadaniem było zakraść się do pobliskich bunkra, wejść do środka i odnaleźć małe zapalone świeczki. Kazałem zastępowi rozdzielić się i poleciłem, aby każdy podchodził z innej strony. Jednak wszyscy zaczęli od frontu, a ja pobiegłem około 100 metrów w bok wzdłuż drogi, a potem kilkadziesiąt metrów w las, w stronę bunkra. Widziałem wcześniej Pawła siedzącego na drzewie, więc poszedłem tak, aby trzymać się od niego z daleka. Dużą powierzchnię lasu pokrywały suche, szeleszczące liście, skradałem się więc najwolniej jak potrafię, lecz to nic nie dawało. Aż dziwne, że nikt mnie nie usłyszał. Zobaczyłem, że kilka metrów dalej jest ścieżka pokryta piaskiem i prowadząca do bunkra. Spokojnym, wolnym krokiem doszedłem do ścieżki. Teraz mogłem o wiele żwawszym tempem poruszać się po piasku nie wydając przy tym tyle hałasu. Przez kilka sekund szedłem pochylony po ścieżce, aż zobaczyłem Lenarta stojącego na bunkrze. Nie wiedziałem gdzie dokładnie jest wejście, więc zaryzykowałem podchodząc bliżej. Byłem około 5 metrów od Lenarta, gdy zaalarmowany przez Pawła siedzącego na drzewie odwrócił się w moją stronę. Oznaczało to, że jestem złapany i muszę zacząć od nowa. Ale przynajmniej dowiedziałem się gdzie jest wejście do bunkra. Drugie podejście rozpocząłem od przeciwnej strony. Znałem już rozstawienie strażników, więc poszło mi znacznie szybciej. Doszedłem na odległość około 20 metrów od bunkra. Zaczynało robić się niebezpiecznie, ponieważ wraz ze zmniejszającą się odległością od bunkra zwiększała się szansa na to, że Lenart mnie spostrzeże. Przykucnąłem przy dużym kamieniu i poczekałem na dogodny moment, by wbiec do bunkra. Manewr się powiódł, lecz w bunkrze panowała ciemność, a ja nie miałem latarki. Próbowałem postać chwilę w ciemnościach i poczekać aż moje oczy przyzwyczają się do mroku. Niestety, nic to nie dało. Wyszedłem przed bunkier i krzyknęłam, aby ktoś z mojego zastępu podał mi latarkę. Po około 2 minutach do bunkra wpadł Michał z mojego zastępu. Niestety, również bez latarki. Poczekaliśmy jeszcze chwilę, licząc na to, że ktoś z naszego zastępu do nas przybiegnie i poda latarkę. Po krótkiej chwili oczekiwania przybiegł Rafał, który rzucił w naszą stronę latarkę. Niestety, został złapany, ale w zamian za to miałem w moich rękach latarkę, a po kilku sekundach miałem również świeczkę. Wychodząc z bunkra oznajmiłem Lenartowi, który był na jego szczycie, że ukończyłem zadanie. Powiedział, że mogę wejść razem ze swoimi ludźmi na górę i odpocząć.

Gdy gra się zakończyła, następnym zadaniem było ułożenie przez zastęp jak najlepszego ogniska. Rozdzieliłem zadania między ludzi, Trzech poszło zbierać chrust, a jeden został, aby mi pomóc w układaniu stosu. Po kilku minutach mieliśmy ułożone dość duże ognisko. Rozejrzałem się jak idzie innym zastępom - ich ogniska też dobrze wyglądały, lecz niebyły tak duże jak nasze. Gdy wszyscy skończyli Paweł ogłosił, które ognisko jest najlepsze i które rozpalimy. Wygrało nasze dzieło, które bez problemu się rozpaliło.

Po odpoczynku i zjedzeniu kiełbasek zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć na szczycie bunkra i udaliśmy się w stronę stacji kolejowej. Zmęczeni po całym dniu wędrówki wsiedliśmy do pociągu i po około godzinie byliśmy już w Warszawie. Wszystkim chciało się pić i każdy był zmęczony. Ale myślę, że każdemy z nas wycieczka się podobała.

wyw. Łukasz Juszkiewicz

Relacja oczami "Niedźwiedzi"
Dnia 19 maja 2007 roku odbyła się wycieczka 16 WDH "Grunwald" do Pogorzeli Warszawskiej. Spotkaliśmy się o godz. 8.30 pod szkołą podstawową nr.23. Potem poszliśmy na stację kolejową "Ochota", a po kupieniu biletów na pociąg czekaliśmy jeszcze jakieś 5-10 minut. Następnie pojechaliśmy do stacji Śródborów.

Po wyjściu z pociągu udaliśmy się szlakiem na wyznaczone miejsce (powieszona karta na drzewie). To był początek gry z terenoznawstwa. Pierwszą przeszkodą było przejście składanki azymutowej. Potem zastępami udaliśmy się w drogę' szliśmy na podstawie znaków patrolowych. Na trasie co jakiś czas były ukryte koperty z zadaniami. Po znalezieniu pierwszego listu mieliśmy narysować szkic trasy aż do następnego listu. Punkt znajdował się od 500 do 700 metrów dalej. Następnie musieliśmy zmierzyć drzewo, a miało ono 9-10 m (margines błędu wynosił 0,5 m). Idąc ciągle po znakach dotarliśmy do Artura i Lenarta, którzy wszystko przygotowali wcześniej. Wtedy zaczął się bieg na orientację.

Po ukończeniu biegu zaczęła się gra na podchodzenie w stylu "widzę-nie widzę". Dwóch strażników pilnowało wejścia do bunkra, a naszym zadaniem było wejść do środka i zgasić świeczkę. Wygrał Dyzma i Ślepy.

Gdy gra się skończyła każdy zastęp miał za zadanie ułożyć ognisko. Z ułożonych ognisk zostało wybrane najlepsze i to właśnie rozpaliliśmy. Po ognisku, podczas którego się posililiśmy, poszliśmy na stację kolejową, ale po drodze okazało się, że ktoś zostawił rogatywkę i miły rowerzysta, którego spotkaliśmy po drodze, podjechał tam i wrócił z rogatywką. Potem już bez przygód dojechaliśmy do Warszawy. W ogólnej klasyfikacji wygrały "Wilki" osiągając wynik 64 pkt, a drugie "Niedźwiedzie" zdobyły 63 pkt.

mł. Olek Gortych