Dzień I - 6 czerwca

Spływ zaczęliśmy zbiórką na placu Narutowicza, następnie szybko przerzuciliśmy się na dw. Centralny. Okazało się, że rozkład w dniu naszego wyjazdu uległ zmianie i nasz pociąg będzie później niż ma być, dlatego zrobiliśmy sobie czas wolny i każdy udał się w inny kierunku w celu do ekwipowania się na spływ, bądź zjedzenia obiadu.

Tradycyjnie trzeba było stoczyć ostrą walkę o miejsca w przedziałach, z tego zadania świetnie wywiązał się Maślak i Łukasz, którzy wbili się pierwsi do wagonu i zajęli dwa przedziały tak aby każdy miał miejsce siedzące. Po kilku godzinach podróży dotarliśmy na dworzec w Augustowie. Tam czekały już na nas dziewczyny z Czterdziestki, po chwili czułego powitania siedzieliśmy już w Busach, które miały nas zawieść na strat naszego spływu. Miejsce to okazało się delikatnie mówiąc beznadziejne, ponieważ nie dało rozbić tam namiotów. Szybki zwiad terenowy wykazał, że w odległości 1 km jest normalne pole namiotowe. Po krótkiej naradzie ustaliliśmy, że się tam przerzucamy. Osoby starsze, które pływały już kajakami wsiadły pojedynczo do kajaków biorąc wszystkich rzeczy i popłynęły na miejsce, reszta natomiast poszła na piechotę.

Po założeniu miejsca noclegowego, zjedliśmy wspólną kolacje. Oraz szybko udaliśmy się na spoczynek, żeby wypocząć przed następnymi dniami, które obfitowały w liczne przygody.

 

W Augustowie - pakujemy się do Bus-ów

 

Pamiątkowe zdjęcie po pierwszym noclegu w naszych spływowych koszulkach

Dzień II - 7 czerwca

Tymczasowy brak relacji

 

Wąski odcinek Rospudy - jak widać przysporzył sporo problemów

 

Maślak i Burak jr. przebijają się na początek stawki

 

Zabawy wodne :)

 

Po przeprawie przez zwalone drzewo

 

Przeprawa przez zwalone drzewo

 

Kuchnia polowa

 

Nasze skromne śniadanie

 

Pakowanie do kajaków i w drogę!

wyw. Dyzma Zawadzki i Wyw. Łukasz Juszkiewicz

Dzień III - 8 czerwca

Rano obudził nas śpiew kadry szesnastki. W repertuarze pojawiły się między innymi: Alleluje (Tajemny akord), List do Boga no i wiele innych przebojów. Każdy kto się obudził dołączał się do chórku. Potem przywitaliśmy wspólnie dzień i zaczęliśmy się szykować do dalszej drogi. Kilka osób składało namioty a reszta pomagała przy śniadaniu (zbierała chrust, smarowała kanapki) każdy pracował i nie było obijania się i to w tym było fajne.

Po zjedzeniu śniadania wszyscy się dopakowali i ruszyliśmy. Pawcio i Ja przez około 10 minut płynęliśmy na przedzie, ale Maślak dodał gazu i nam uciekł. Pierwszy odcinek płynęliśmy jeziorem, potem rzeczką w lesie. Płynęło się przyjemnie, ale po jakichś 2 godzinach okazało się, że dopłynęliśmy już na nasze miejsce i to będzie na dziś koniec. NIestety miejsce, które starsi pamiętają z rospudy 2004 było zajęte więc nasze dwa kajaki (Pawcio i Ja, Burak i Maślak) czekaliśmy na reszte. Gdy reszta stawki nas dogoniła, uzgodniliśmy, że Pawcio, Łukasz, Artur i Piotrek popłyną dalej szukać miejsca na nocleg. My zostaliśmy i trochę się pokąpaliśmy. Po jakimś czasie ktoś zadzwonił i musieliśmy ruszyć dalej, ale tylko mały kawałek do miejsca biwakowego. Szybko wciągneliśmy kajaki na ląd i zaczęliśmy się rozpakowywać. Brakowało nam soli do spaghetti więc ja i Łukasz przeszliśmy się do najbliższej wsi, żeby ją zdobyć. Kiedy wróciliśmy zastaliśmy już rozłorzony obóz i gotową kuchnię obok którego kręcili się jacyś obcy ludzie. Dziewczyny zaczęły gotować na palniku a my na ognisku. Spaghetti było pyszne, lecz jak to ja musiałem troche wywalić i straciłem połowe swojej porcji. Po odczekaniu chwilki czasu poszliśmy się kompać i zrobiliśmy sobie musztrę wodną było bardzo zabawnie i wszystkim się podobało. Potem dziewczyny się przekompały i poszliśmy pograć w "ziemniaka". Okazało się, że ci kręcący się wokół obozu ludzie byli rodziną włąściciela tej ziemi a on w trakcie naszej gry przyjechał i wszczą kłótnię. Sprawą tą zajęła się kadra a my dalej graliśmy w ziemniaka. Po dłuższym czasie znudziła nam się gra i zeszliśmy w sam raz na kolację. Pożywiliśmy się trochę i usiedliśmy do ogniska. Śpiewaliśmy sobie, ale nie mam pojęcia ile czasu, ale chyba sporo bo przeszło wiele piosenek. Potem niezbyt wycieńczeni udaliśmy się na zasłużony spoczynek.

 

Marta i Magda - ratowniczki zgubionych wioseł ;)

 

Podbno jak się dmucha lepiej się pali

 

Obiad dla odmiany spagheti

 

Zdjęcie artystyczne - dziewczyny w malowniczej scenerii

 

Ognisko - śpiewanki

 

Kolejne pamiątkowe zdjęcie "rodzinne"tym razem z wiosłami

Dzień IV - 9 czerwca

Tymczasowy brak relacji

 

Kolejny dzień spływu - jez. Bolesty

 

Start z miejsca noclegowego

 

Artur i Piotrek w swoim kajaku

 

Postój i szybki obiad w św. miejscu

 

Obiadek ze wspólnej michy

 

Mycie menażek

 

Przed kapliczką w św. miejscu

 

Huraaa! dopłyneliśmy ... do miejsca noclegowego

Laki wciąga swój kajak

 

Krótki wypoczynek

 

ĆWIK Piotr Maślankiewicz i prawie ćwik Łukasz z ich wspaniałą konstrukcją bedącą kuchnią polową

Znowu Laki tym razem z kuchnią polową

 

I znowu to wspaniałe dzieło techniki

 

wyw. Krzysiek Matejak i wyw. Kuba Omiecki

Dzień V - 10 czerwca

Tej nocy wszyscy "chłopacy" spali pod gołym niebem. Na szczęście noc była ciepła i gwieździsta. Wstaliśmy o 7:30 czyli trochę później niż zawsze, ponieważ w nocy mieliśmy sporo przygód. Około 8:30 ja (Burak jr.) popłynąłem z Kajtkiem, ponieważ dwa kajaki były puste więc Maślak i Pawcio musieli płynąć nimi samemu. Na początku naszego płynięcia razem z Kajtkiem śpiewaliśmy sobie: Paszczaka, Pałacyk Michla, Fajlureczke itp. Kiedy wpłynęliśmy na jez. Rospuda poczekaliśmy na inne załogi. Wtedy rozpoczęła się bitwa pomiędzy Gosią, Magdą, Pawciem i nami. Wszyscy byli mokrzy. Gosia nawet kilka razy "strzeliła na nas focha". W końcu zawarliśmy rozejm i połączyliśmy nasze kajaki w jeden wielki "katasramatan" co było dosyć ciekawe ja i Pawcio wiosłowaliśmy na stojąco niczym prawdziwi gondolarze.

Wpłynęliśmy w końcu na jezioro Necko, było tam trochę niebezpiecznie ponieważ bardzo blisko nas pływały motorówki, tworząc dużą fale. Po dopłynięciu do końca naszej trasy i wypakowaniu się na plaży okazało się, że to nie nasze miejsce i trzeba było się znowu spakować i popłynąć jeszcze około 300m. Już nikomu się nie chciało, ale się udało i dopłynęliśmy. Po rozpakowaniu udaliśmy się na rynek gdzie się pożegnaliśmy z dziewczynami, które spieszyły się na pks-a. Później poszliśmy na obiad (pizze) i tasówkami pojechaliśmy na dworzec. W pociągu było duszno i brakowało miejsc siedzących. Wszystkim się chciało pić. Na dworcu się pożegnaliśmy i każdy udał się do swojego domu
wyw. Kuba Burakowski

Burak gondolarz

 

Ostatnie minuty spływu

Zdjęcia: Paweł Huras