Moja historia zaczyna się o godz. 0:01 tedy właśnie rozpoczął się drugi dzień biwaku ZZ-tu Sulimy (Jest to epicka opowieść o miłości, wojnie zdradzie, przyjaźni i takich tam)

Rozdział pierwszy

Spotkaliśmy się na placu Narutowicza o 8.00 na zbiórce stawili się Bojo, Arif, Karol, Levy, Jacek z Martyną i ja. Autobus na działkę Martyny odjeżdżał spod dworca Wileńskiego, więc pojechaliśmy tam 517. Po godzinie jazdy Peksem, której towarzyszyła gra heros III, w końcu dotarliśmy do nadbużańskiej miejscowości Ślężany.

Rozdział drugi (kilka kilometrów bezsensownej żeglugi)

Rozpakowaliśmy się wśród rozgardiaszu jaki tam panował i wyruszyliśmy na zwiad terenowy. Naszym zadaniem było dowiedzieć się gdzie jest najbliższy komisariat policji, straż pożarna i pogotowie, jak się nazywa wójt jednej z wiosek, odnaleźć najkrótszą drogę nad Bug oraz zrobić zakupy na kolację i śniadanie. Dowiedzieć się jak ma na nazwisko tutejszy leśniczy. Mieliśmy na to 3 godziny więc wykonaliśmy wszystkie zadania choć z niemałym trudem bo leśniczy był nowy i nikt nie wiedział jak się nazywa.

Rozdział trzeci (dużo błota)

Później czekał na nas zabłocony tor przeszkód. Naszym wyzwaniem było podciąganie się czołganie w błocie, strzelanie z wiatrówki, wchodzenie po sznurowej drabince. Na koniec tor przebiegł Levy i Jacek. Wszyscy oprócz mnie byli ubłoceni.

Rozdział czwarty (liny i jeszcze więcej błota)

Następnie musieliśmy wejść na drzewo i po linie przejść na drugie poczym zjechać na dół. W międzyczasie reszta miała za zadanie zbudować kryjówkę. Do zwyczajnego okopu dodaliśmy dach z gałęzi oraz maskowanie z trawy. Kryjówka wyszła nam świetnie choć przypominała kopiec. Powiedziano nam, że okop przyda nam się później.

Rozdział piąty (przyziemne prace)

Po pełnym emocji dniu (a właściwie w jego połowie przygotowaliśmy obiadokolację, potem obejrzeliśmy film "Trzystu", a po filmie przyszedł czas na ognisko które stało się spowiedzią zastępowych i krótkimi śpiewankami. Po ognisku poszliśmy wszyscy grzecznie spać.

Rozdział szósty (przerwana drzemka)

Z głębokiego [i to bardzo ] snu około godz. 2:30 zbudził nas nalot, pospiesznie opuściliśmy kwaterę i ukryliśmy się lesie. Okazało się, że w wyniku nalotu straciliśmy łączność ze sztabem i trzeba było ją przywrócić.

Rozdział siódmy (telefony, bagno i dużo roboty w środku nocy)

Z zbombardowanej kwatery zabraliśmy telefony polowe i pobiegliśmy do naszego schronu [zbudowanego wcześniej pierwotnie jako okop później szałas (schron)] z tego miejsca mieliśmy nawiązać łączność na mrozie w wilgoci, ciemnościach oraz pod morderczym [naprawdę] ostrzałem wroga. Linia zaczęła działać chociaż z małymi wpadkami [łączenie kabli na zimnie i po ciemku nie należy do rzeczy łatwych i przyjemnych]

Rozdział ósmy (zrzuty i flary)

Otrzymany drogą radiową rozkaz był prosty: odnaleźć miejsce zrzutu i przy pomocy flar przechwycić zrzut po czym wrócić do schronu. Po kilku minutach byliśmy na pastwisku skąd odpaliliśmy flary zrzutu jednak nie było.

Rozdział dziewiąty ("zrobieni w konia")

Samoloty zgubiły się i zrzuciły sprzęt w pobliżu kwatery błyskawicznie zabraliśmy telefony polowe i udaliśmy się na poszukiwanie. Bez trudu odnaleźliśmy zrzut którym była wiatrówka. Okazało się iż teraz trzeba odbić zakładników przetrzymywanych w pobliskiej wsi niestety ta część nie wypaliła gdyż minęliśmy się, a zakładnicy przepadli...

Rozdział dziesiąty (nic ciekawego czyli happy end mody na sukces)

Z gry wróciliśmy o 6:45 [krótka była] i zaraz potem Karol opuścił nas, ponieważ musiał być wcześniej w domu. Reszta poszła natomiast spać. Pobudka wyznaczona na godz. 12.00. Po śniadaniu będącej również obiadem zajęliśmy się porządkami, a o 14.00 wsiedliśmy do PKS-u. Po przesiadce w Radzyminie oglądając film dojechaliśmy do dworca Wileńskiego, potem autobusem 517 wróciliśmy na Ochotę.

Grzegorz Stój