Relacja z XIX Zlotu UNDHR odbytego w dniach 18-20 maja 2001 roku.

Tegoroczny XIX już zlot, nazwany szumnie i dumnie "jubileuszowym", w istocie odbył się w dwudziestym roku istnienia Unii Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej. Ci, którzy urodzili się w roku pierwszego zlotu, dziś byliby już drużynowymi, a w niektórych środowiskach, nawet szczepowymi. Tymczasem Unia, wbrew pozorom, nie zamieniła się w kombatancki związek weteranów, lecz zasilana młodymi kadrami trzyma się całkiem nieźle. 
Oczywiście, podnoszą się utyskiwania na sztampowe podejście do organizacji zlotów, na podobne co roku gry terenowe, na niemal taki sam przebieg ognisk. Jednakże każdy zlot czymś szczególnym odróżnia się od poprzednich i po każdym pozostaje zarówno w annałach UNDHR, jak i w pamięci uczestników, jakiś charakterystyczny detal, jakieś znaczące, mniej lub bardziej, wydarzenie. Tak było i tym razem. 

Oto bowiem odbywający się w dniach 18 - 20 maja 2001r. zlot, zorganizowany przez środowisko 6 KDH "Leśni Ludzie", rozbił swój biwak na terenie... jednostki wojskowej w Niepołomicach pod Krakowem. Może i nie byłoby to aż tak istotne, gdyby nie fakt, że możliwość taką zawdzięczamy postępującemu zubożeniu naszej armii, która wyzbywa się gruntów, budynków i wyposażenia. W Niepołomicach zakwaterowano nas na terenie nieużywanej, na szczęście, strzelnicy wojskowej. Jak się okazało, był to jedyny w miarę zadrzewiony teren, na którym wobec zagrożenia pożarem w ogóle wolno było się rozbić. Obozowanie w samej Puszczy Niepołomickiej, do której królowie onegdaj na grubego zwierza chadzali - było wykluczone. Wobec takich okoliczności (przyrody) mieliśmy niepowtarzalną okazję zwiedzić wojskową strzelnicę i pobieżnie przyjrzeć się zabudowaniom jednostki, wśród których szczególny entuzjazm wzbudziły sławojki malowane w barwy ochronne, jak należy przypuszczać, w celu ukrycia tych cennych obiektów przed okiem obserwatora i nagłym atakami z powietrza (nota bene, nieczynne - na polanie stały za to tradycyjnie już zespolone z naszym krajobrazem "toi-toiki"). 

Zanim jednak dane nam było zażyć tych rozkoszy wizualnych, delegacja Szesnastki w składzie Łukasz Gołębiewski, Krzysztof Pasternak i Marcin Weiss, a także opiekunowie Lesław Kuczyński i Lech Najbauer, zapakowali się w samochód i wyruszyli w sobotę z samego rana w drogę do Krakowa. Przybyliśmy na miejsce zlotu około godziny 11:00, tradycyjnie błądząc nieco po drodze, akurat w chwili, gdy rozpoczynała się gra terenowa. Gołąb, Krzysiek i Marcin od razu dostali przydziały do poszczególnych patroli i pognali na grę. W tym czasie reszta delegacji 16 WDH, po zapoznaniu się z topografią terenu obozowego, po którym przewodnikiem był jedyny na zlocie przedstawiciel XV ŁDH (nikogo z gospodarzy nie udało nam się wówczas znaleźć; później po wnikliwym dochodzeniu okazało się, że rządzi tu Zembul), spenetrowała Niepołomice, w których oprócz kawiarni "Martika" wart odwiedzenia był zamek królewski (na razie odnowiony z zewnątrz) z pięknym arkadowym dziedzińcem, malowniczy skwer-park przed zamkiem oraz usypany na przedmieściu krakowską metodą Kopiec Grunwaldzki, z którego rozciągał się widok m. in. na charakterystyczne elementy wystroju kombinatu hutniczego w Nowej Hucie. Odwiedziliśmy także położoną nieopodal miejscowość Staniątka z rozległym i chyba w dawnych czasach dobrze prosperującym przedsiębiorstwem przyklasztornym. Wreszcie, przymuszeni głodem, udaliśmy się na punkt kontrolny gry, na którym odbywała się zbiorowa konsumpcja prawdziwego wojskowego bigosu, obstalowanego w jednej z krakowskich jednostek wojskowych i przywiezionego taksówką na trasę biegu. Pycha! 

Po powrocie z gry, w której niestety nie udało nam się odnieść spektakularnych ani żadnych innych sukcesów, a następnie po zjedzeniu kolacji, odbyło się tradycyjne zlotowe ognisko. Padający poprzedniego dnia deszcz (którego przelotny objaw zaskoczył nas również w czasie gry terenowej) nie pozwolił na tradycyjne rozpalenie ognia. Nad uruchomieniem obrzędowego płomienia biedziło się już kilka tęgich głów i gdyby nie interwencja słynnego w kręgach unijnych naukowca, fizyka jądrowo- jajecznego "Szczoty" (13 KDH) pewnie do tej pory pocieralibyśmy na zmianę drewno o drewno. W końcu udało się jednak odpalić i dalsza część ogniska przebiegła już w atmosferze wzajemnego zrozumienia sił przyrody i własnych niedoskonałości. Po niezwykle krótkich prezentacjach poszczególnych środowisk (tradycyjnie zaśpiewaliśmy "Idzie dysc"), nastąpiła uroczystość ponownego przyjęcia do UNDHR dwóch środowisk, które co prawda były już kiedyś w naszych szeregach, ale z różnych przyczyn o tym zapomniały i dopiero ostatnio sobie przypomniały. Uroczyście zaprzysiężono więc 5 KDH oraz 22 WDH i po odśpiewaniu kilku piosenek zakończono ognisko. 

A po ognisku, również tradycyjnie, odbyło się spotkanie korespondentów i drużynowych, w czasie którego podzieliliśmy się informacjami co do planów wakacyjnych i rocznicowych (90-lecie harcerstwa) oraz potwierdziliśmy pewne dane statystyczne. Okazało się, że na tegorocznych zlocie zabrakło przedstawicieli 1 WDH, 2 KDH, 7 KDH, 14 PDH, 21 WDH i 23 WDH. Obecni byli reprezentanci 3 KDW, 5 KDH, 6 KDH (gospodarze zlotu), 13 KDH, XV ŁDH, 16 WDH oraz 22 WDH. Jak widać, nie dopisali koledzy z Warszawy i, tradycyjnie już, druhowie z Poznania. Wobec niezbyt licznego grona obecnych na spotkaniu instruktorów zaszczytną funkcję Marszałka Unii postanowiono ponownie powierzyć druhowi Grzegorzowi Brzezińskiemu (nie mylić z Łukaszem, choć obaj z "Czarnej Trzynastki"). 

Wodzu, prowadź! 

Na zakończenie spotkania wręczyliśmy przedstawicielom drużyn unijnych list wystosowany do nich przez Marka Gajdzińskiego "Szwejka", w którym ten szanowany i poczytny autor, odwołując się do wspomnień związanych z utworzeniem UNDHR 20 lat temu, nakreślił jakże dalekosiężne lecz i realistyczny program integracji najstarszych środowisk wokół zbliżającego się milowymi krokami jubileuszu 100-lecia harcerstwa. 

Po tak podniosłym akcencie nie pozostało już nic innego, jak udać się na zasłużony odpoczynek. Zwłaszcza, że następnego dnia... 

Następnego dnia była niedziela, co nie spotkałoby się może aż z takim wielkim zaskoczeniem, zwłaszcza po sobocie, gdyby nie potworny chłód panujący w nocy i powodujący z pewnością chwilowe utraty świadomości, co też mogło być przyczyną zdziwienia graniczącego z paniką, a związanego z nastaniem niedzielnego poranka i to rozpoczętego barbarzyńskim, bo nie znanym w Szesnastce zwyczajem "powitania dnia". Po tej jakże miłej i pożytecznej czynności oraz konsumpcji śniadań we własnym gronie i zakresie, zwinęliśmy obozowisko, pozostawiając jedynie duże 10- cioosobowe namioty, które gospodarze gościnnie przygotowali dla przyjezdnych. Większość uczestników zlotu udała się do Krakowa autokarem, zaś delegacja Szesnastki - samochodem. Punktem zbornym był dziedziniec przed katedrą na Wawelu, na który jednak nie mogliśmy wjechać z fasonem (ciekawe dlaczego, chociaż z drugiej strony Kościuszki na koniu też nie wpuścili i biedaczysko już któryś rok z rzędu stoi na murach i macha rozpaczliwie ręką). 

W katedrze o godzinie 10:00 rozpoczęła się uroczysta Msza Św. związana z uroczystymi obchodami 90-ciolecia 6 KDH. Sprytni krakowianie połączyli zatem uroczystość rocznicową, na którą przecież i tak wypadało zaprosić drużyny z Unii, ze zlotem UNDHR. 

Po Mszy odbył się uroczysty apel, na którym przemówieniom i gratulacjom nie było końca. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie wszystkich uczestników święta i grupy harcerzy poczęły schodzić ze wzgórza wawelskiego w kierunku hali P.T.G. "Sokół" na ul. Piłsudskiego (dawniej podobno Różana). W przepięknym gmachu "Sokoła" otwarto wystawę okolicznościową związaną z jubileuszem 6 KDH. Honory gospodarza pełnił dh Marek Kurzyniec, Marszałek Unii w latach 1986-87, zaś wśród gości przewijali się harcerze i instruktorzy wielu krakowskich drużyn harcerskich, obecni i byli, zarówno związani z unią (np. Jacek Kolka, z 5 KDHG, Marszałek Unii w latach 1988-89) jak i wręcz przeciwnie (czyli, że niezwiązani). 

 

Maj 2001r. XIX Zlot UNDHR. Raport na Wawelu

 

Maj 2001r. XIX Zlot UNDHR. Pamiątkowe zdjęcie na Wawelu

Po obejrzeniu wystawy, na której zgromadzono eksponaty harcerskie, sokole i szkolne, udaliśmy się do Warszawy, zahaczając po drodze o Kielce, gdzie niestety nie byliśmy w stanie spożyć zasłużonego i tak przez nas oczekiwanego obiadu, gdyż we wszystkich lokalach odbywały się właśnie... przyjęcia z okazji pierwszych komunii. Ten nowy zwyczaj (rzec można "nowa świecka tradycja", bo z religijnym przeżyciem nie ma to już wiele wspólnego) co prawda "pozbawił nas posiłku", ale i dał nam do myślenia: czasy się zmieniają, rodzą się nowe zwyczaje, nowe potrzeby są zaspokajane nowymi "produktami", i tylko unia od dwudziestu lat uporczywie taka sama. Choć już przecież nie ta sama. No cóż, coś i z tym przyjdzie nam kiedyś uczynić...

Warszawa, 20.06.2001r.

zdjęcia: hm. Robert Kawałko HR (6KDH)