W długi weekend listopadowy kadra Szesnastki postanowiła uczcić Święto Niepodległości w sposób szczególny i zorganizować wyjazd w góry dla starszych harcerzy. W wyprawie wzięli udział z 16WDH ?Sulima?: Levy, Bojo, Karol, Grzesiek, z 16WDH ?Grunwald?: Dyzma, Ślepy, Niemas, Krzysiek, Burak jr., Kajtek, Gierbo, Pawcio oraz z nowo powstającej drużyny ? Michał Kurek, a całe to towarzystwo pod wodzą naszego szczepowego Piotrka Drzazgi. Wyprawa była świetną przygodą, ale nie zabrakło też innych elementów. Zacznijmy jednak od początku.

 

 

 

 

Dzień I: 7 listopada, Pl. Narutowicza - Dworzec Wschodni - Jelenia Góra

Zbiórka została wyznaczona na godzinę 22:00 przed kasami Dworca Wschodniego. Niektórzy spotkali się godzinę wcześniej na Pl. Narutowicza, by razem dotrzeć na miejsce zbiórki. Wszyscy w bojowych nastrojach stawili się o wyznaczonej godzinie. Mieliśmy tylko chwilę na kupienie biletów i zajęcie dwóch przedziałów we wcześniej podstawionym pociągu. Dziwne, ale udało się zdobyć miejsca siedzące bez większych problemów.

Dzień II: 8 listopada, Jelenia Góra - wodospad Szklarki - Szklarska Poręba - wodospad Kamieńczyka - Hala Szrenicka (1195 m. n.p.m.)

Dziesięciogodzinna podróż do Jeleniej Góry minęła dosyć szybko, nawet kilka godzin udało się wygospodarować na sen. Po dotarciu na miejsce zaczęliśmy akcję poszukiwania transportu do Szklarskiej Poręby. Po chwili udało się złapać busika. Kierowca zgodził się nas przewieźć, a;e niestety bus liczył tylko osiem miejsc a nas było 14. Na szczęście... jakoś udało nam się upchnąć.

Wysiedliśmy przed Szklarską Porębą. Piotrek rozliczył się z kierowcą, a my w tym czasie obejrzeliśmy stragany. Po chwili ruszyliśmy w góry. Pierwsze kilka kroków szło się dosyć ciężko po niemal nieprzespanej nocy. Od razu zrobiło się nam ciepło, więc po 15 minutach zorganizowaliśmy przerwę na zrzucenie kilku warstw ubrań. Wkrótce znów bylismy na szlaku. W dobrych humorach, mijając wodospad Szklarki, ruszyliśmy do Szklarskiej Poręby. Zaczął padać lekki deszczyk, ale na szczęście nie przeszkadzał zbytnio nikomu. Około 11:00 dotarliśmy do centrum miasteczka. Krótka narada i decyzja... pora wreszcie zjeść śniadanie. Znaleźliśmy dosyć przyjemny lokal, w którym zaserwowano nam jajecznicę, kanapki oraz herbatę w przystępnej cenie. Przez okno zobaczyliśmy, że zaczęło mocniej padać. Postanowiliśmy przeczekać deszcz, popijając kolejną herbatę.

 

 

 

 

Około 12:15 ruszyliśmy w dalszą trasę w kierunku wodospadu Kamieńczyka. Po drodze minęliśmy ?górski? amfiteatr zbudowany z okazji XXX-lecia PRL. Zrobiliśmy kilka fotek, połaziliśmy po skałkach i dalej przed siebie. Deszcz ciągle siąpił. Wchodziliśmy już w wyższe obszary gór. Dotarliśmy do wodospadu, gdzie kupiliśmy bilety, dostaliśmy kaski i podziwialiśmy piękno przyrody. Było dosyć mokro, bo oprócz deszczu spadały na nas krople z wodospadu.

Ostatni etap to podejście około 400 metrów w górę. Był to najcięższy odcinek tego dnia. Panowała słaba widoczność, zaledwie 20 metrów. Trochę się rozciągnęliśmy, a po morderczej wspinaczce w końcu udało nam się dojść do schroniska ?Hala Szrenicka?. Zakwaterowaliśmy się w dwóch pokojach, w których ogrzewanie pozostawiało wiele do życzenia. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Po chwili siedzieliśmy już w bufecie schroniskowym czekając na upragniony obiad.

Po obiadku nastąpiła sjesta, przynajmniej niektórzy udali się chwilę ?przekimać?, podczas gdy inny wykorzystali ten czas na ciekawe zabawy. Po poobiednim odpoczynku nastąpił czas zajęć metodycznych. Jednym z zadań Piotrka na stopień podharcmistrza było zorganizowanie wyjazdu w góry. Oczywiście prócz wyczynu nie mogło zabraknąć innych elementów wychowawczych. Tego wieczoru odbyły się zajęcia dotyczące stopni dla starszych harcerzy (ćwik, HO) oraz rozwoju harcerskiego poprzez system stopni, prowadzone przez instruktorów obecnych na wyjeździe. Najpierw odbyła się krótka wykłado-dyskusja, podczas której udało się ustalić sylwetki poszczególnych stopni. Następnie uświadomiliśmy sobie jak ważne są stopnie i, że są świetnym narzędziem w rozwoju osobowości. Pod koniec porozmawialiśmy na temat układania prób HO i spotkania z kapitułą. Po tej części Dyzma, Kurek, Gierbo i Ślepy mieli próbne spotkanie z kapitułą. Były to zajęcia bardzo praktyczne i owocne, na pewno zachęciły do zdobywania stopni. Zajęło to trochę czasu, więc spać położyliśmy się dopiero około 23:00.

 

 

 

 

Dzień III: 9 listopada, Hala Szrenicka - Mokra Przełęcz - Śnieżne Kotły - Petrovka - Przełęcz Karkonoska

Wstaliśmy około 8:00. Pakowanie, śniadanie, herbatka, wykwaterowanie nie zajęły nam wiele czasu. Widoczność była tego dnia wspaniała, nawet świeciło słońce, ale... no właśnie, zawsze jest jakieś ?ale?. Tym ?ale? był bardzo silny i lodowaty wiatr i chmury szybko lecące po niebie. Ruszyliśmy, wchodząc w coraz wyższe partie gór i zostawiając za sobą schronisko niezbyt mile przez nas wspominane. Nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy, że może być jeszcze gorzej. Nasza kolumna nieco się rozciągnęła. Weszliśmy na grań, a tutaj już byliśmy w chmurach. Nie było widać dalej niż na około 15 metrów. Dodatkowo wiał bardzo mocny wiatr boczny. Ciężko się szło. Po godzinie takiego marszu nagle wyłonił się przed nami budynek, ale nie znaleźliśmy w nim schronienia. Zebraliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę. Gdy wiatr przewiał na chwilę chmurę, wyłonił się piękny krajobraz. Szliśmy teraz przez Śnieżne Kotły.

Zeszliśmy w dół, od wiatru osłoniła nas góra. Mieliśmy chwilę wytchnienia od ciągłych powiewów, można było zdjąć kaptury, kominiarki i cieszyć się widokiem. Dalszy odcinek wiódł granią. Ciągle wiało, ale już nie tak mocno, jak na początku.

I tak doszliśmy do Petrovki, czeskiego schroniska. Tam, nie do końca rozumiejąc, co mówi do nas pani za ladą, wypiliśmy herbatę. Niektórzy zdecydowali się na ?Kofolę?, co kto lubi. Po krótkim postoju udaliśmy się do ?Odrodzenia?, schroniska, w którym mieliśmy spędzić kolejną noc. Jeszcze tego wieczora zostało ono przemianowane na ?Obrzydzenie?. Dlaczego? Sami zobaczcie.

 

 

 

 

Gdy doszliśmy do schroniska udałem się z Piotrkiem do recepcji, która jak się okazało mieściła się za barem. Obsługiwał jakiś mężczyzna w wieku około 50 lat. Mieliśmy rezerwacje na 16 osób, nas było 14. Najpierw nasłuchaliśmy się, jacy to my nie zorganizowani, że przychodzimy z połową grupy (hmm... z matematyki nigdy za dobry nie byłem, ale połowa to chyba byłoby ośmiu, prawda?) i że mamy czekać, bo on się nami zaraz zajmie. Była to pora obiadku, czyli około 15:00. Ludzie zamawiali u niego, a to zupę pomidorową, a to pierogi, czy spaghetti. Wszyscy liczyli na to, że za chwilę będą najedzeni. Gdy wreszcie po około 40 minutach postanowiliśmy się przypomnieć, obsługa delikatnie mówiąc po raz kolejny nas olała. Po ponad godzinie udało nam się wreszcie cos osiągnąć. Weszliśmy do nieogrzewanych pokojów. No trudno, przynajmniej mamy gdzie spać. Po chwili przerwy poszliśmy coś wreszcie zjeść. Gdy zeszliśmy do baru, ludzie, którzy zamówili jedzenie gdy my weszliśmy tam po raz pierwszy, ciągle czekali głodni na swój posiłek. Spytaliśmy ile zajmie przygotowanie 14 porcji? Dostaliśmy odpowiedź, że około 20 minut. Zamówiliśmy więc kluski śląskie i pierogi ruskie, właściwie tylko to się dało zamówić. Czekając na swoją kolej około1,5 godziny przyglądaliśmy się innym gościom schroniska. Jedną ze scen, która utkwiła nam w pamięci, była ta, w której nasz ?wspaniały? gospodarz podszedł położył na stół talerz z dziwną mazią (przypominało to zupę pomidorową, ale tak nazwać tego czegoś nie można było) i tekst: ?jest, jaka jest, proszę nie wybrzydzać?. Ogólnie takich historii było wiele. Już nie wspomnę o tym, ile czekało się na herbatę, nie napiszę o czarnych rękach gospodarza i brudnym pijanym kucharzu. Dalsze nieprzyjemności pominę milczeniem.

Po obiedzie, a była godzina 19:00, ruszyliśmy w teren, aby odbyć naradę na temat tego, po czyjej stornie stajemy: po stronie Piłsudskiego i jego legionów, czy po stronie Dmowskiego współpracującego z Rosją? Narada była burzliwa. Myślę, że przybliżyła nam problemy sprzed 80 lat. Porozmawialiśmy też trochę na temat drużyn, działania w szczepie, zaangażowania w pracę itp.

Po powrocie do schroniska usłyszeliśmy dźwięk gitary. Jacyś turyści siedzieli i grali. Postanowiliśmy się przyłączyć. I tak spędziliśmy wieczór tego dnia.

 

 

 

 

Dzień IV: 10 listopada, Przełęcz Karkonowska - Słonecznik ? Przełęcz pod Śnieżką - Śnieżka ? Schronisko - Strzechy Akademickie

Gdy obudziłem się było zimno, ponieważ przez całą noc kaloryfery były wyłączone. Zza okna dochodziły dźwięki silnej wichury. Pora wstać. Po krótkim czasie zasiedliśmy w stołówce do śniadania, a potem jak najszybciej się dało opuściliśmy schronisko. Warunki pogodowe były beznadziejne, lecz przysporzyły nam wiele radości i były powodem niezłej zabawy.

Trasa jest lekka, choć utrudniał ją silnie wiejący wiatr. Poruszaliśmy się naprzód mimo rosnącego oporu powietrza. Szliśmy wzdłuż granicy. Być tak blisko Czech i nie przejść na drugą stronę? To byłoby niepodobne do nas. Spojrzeliśmy na zegarki, czasowo byliśmy do przodu, spojrzeliśmy więc jeszcze na mapę. Niewiele nadkładając drogi mogliśmy po drodze zajść do czeskiego schroniska i przejść kawałek po czeskim szlaku.

Schronisko okazało się luksusowe w porównaniu z ?Obrzydzeniem?. Dlatego nikt z nas nie oszczędził tu zbyt wiele pieniędzy. Po posileniu się ruszyliśmy dalej. Naszym celem była korona Karkonoszy, Śnieżka.

Gdy doszliśmy do jej podnóży, wiał bardzo silny wiatr, momentami trudno było utrzymać równowagę. Strome podejście okazało się bardzo trudne. Nie dość, że stromo to jeszcze toczyliśmy nierówną walkę z wiatrem. Jakoś się jednak udało wdrapać. Na szczycie odpoczęliśmy chwilę w schronisku oraz zrobiliśmy pamiątkową fotkę. Następnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Naszym celem było schronisko ?Strzechy Akademickie?. Idąc podziwialiśmy piękny zachód słońca. Gdy doszliśmy na miejsce wszędzie było pomarańczowo, a w chwilę później - już ciemno.

Schronisko bardzo mile nas zaskoczyło, bo po ostatnich przygodach wreszcie zaznaliśmy troszeczkę luksusu. Było ciepło, a nawet w prysznicu pojawiła się ciepła woda. Pani w recepcji była również bardzo miła. Obiad dostaliśmy duży i został on szybko podany. Cóż tu więcej chcieć? Troszeczkę smutno jedynie zrobiło się wówczas, gdy uświadomiliśmy sobie, że to ostatni dzień naszej wyprawy i jutro trzeba będzie wracać do Warszawy. Przed snem Piotrek opowiedział nam bajkę ?Stoliczku nakryj się?. Niestety, nie pamiętam jak się skończyła, bo sen mnie zmógł, jak chyba większość osób w naszym pokoju.

 

 

 

 

Dzień V: 11 listopada, Schronisko - Strzechy Akademickie - Schonisko ?Samotnia - Karpacz (Świątynia Wang)

Tego dnia musieliśmy wstać wcześnie, bo już o 6:00. Co za nieludzka pora! Ale cóż, trzeba zdążyć na pociąg. Spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę. Mgła schodząca z gór spowijała całą okolicę. Zeszliśmy do schroniska ?Samotnia?. Podziwialiśmy szczyty Karkonoszy, a o poranku był to zaiste piękny widok. Wierzchołki co jakiś czas zakrywały góry. Szliśmy do Karpacza, gdzie miał na nas czekać wcześniej zamówiony busik.

Okazało się, że doszliśmy za wcześnie. Rozłożyliśmy się i czekaliśmy. Wszystko było zamknięte. Jedyne, z czego dało się skorzystać, to automat z tandetnymi zabaweczkami. Zainwestowaliśmy dwa złote i wyciągnęliśmy kauczukową piłeczkę, którą zaczęliśmy grać. Przynajmniej czas zaczął szybciej płynąć.

Podróż ciasnym busikiem nie należała do wygodnych. Po krótkim czasie wysiedliśmy w Jeleniej Górze. Do pociągu mieliśmy dwie godziny. Piotrek przeliczył pieniądze, jakie nam zostały, a uśmiechy na twarzach oznaczały, że starczy nam na duży obiad. Logicznym następnym krokiem było poszukiwanie miejsca, w którym można byłoby wydać ostatni grosz. Znaleźliśmy klimatyczną restauracyjkę na rynku. Pomimo solidnego i naprawdę pysznego obiadu, pozostało nam jeszcze trochę pieniędzy i coraz mniej czasu na ich wydanie. Ponieważ pobliska Pizza Hut została już otworzona, zamówiliśmy pizze na drogę i pobiegliśmy do pociągu.

Podróż rozpoczęliśmy zatłoczonym pociągiem do Wrocławia, gdzie mieliśmy pół godziny na przesiadkę. Udało nam się zająć dwa przedziały. Podróż upłynęła nam na rozmowach, nauce do klasówek i kolokwiów oraz spaniu. Na wieczór byliśmy w Warszawie.

Podsumowując, był to udany wyjazd. Świetna przygoda. Efektowne i piękne widoki. Trasa w sam raz. Klimat wyjazdu można ocenić dobrze. Mamy kolejną masę wspomnień. Pod względem metodycznym? Też się udało zrealizować to, co zaplanowaliśmy, a więc warsztaty dotyczące stopni, dyskusje patriotyczne, rozmowy na temat przyszłości drużyn. To był naprawdę świetny wypad.

pwd. Paweł Huras HO