Kwaterka

Zacznijmy najlepiej od początku czyli od kwaterki. Powiem tak, jeżeli chcesz być prawdziwym człowiekiem lasu, jeździj na kwaterki! To daje Ci możliwość wydłużenia o tydzień Twojej letniej przygody z harcerstwem w zasadzie za darmo. Po za tym pozwala podnieść kwalifikacje w pracach pionierskich, bo przecież nie każdy umie zbudować stołówkę na sto osób, pomost, dwu-piętrową ziemiankę czy profesjonalną polową kuchnię

Kwaterka jest niesamowitym przeżyciem :) Znaleźć się w ekipie najstarszych, najsilniejszych i najbardziej doświadczonych nie zdarza się nam tak często. W Czasie tego krótkiego, aczkolwiek pracowitego czasu budowane są wszystkie ważne dla obozowego życia. Pomimo małej 'formalności' wyjazdu kwaterka jest bardzo dużą odpowiedzialnością. Każda obsuwa może się skończyć wręcz katastrofą (na przykład przyjedzie 100 osób, które chcą budować swoje prycze, a tu nie ma żerdek, bo kwaterkowicze o nie nie zadbali). Pamiętajmy o tym, że poza oczywistą frajdą jaką mają kwaterkowicze odwalają oni również kawał dobrej roboty.

Pierwsze kroki po lesie.

Przejdę od razu do sedna sprawy. Po przyjeździe na miejsce obozu nie było czasu na luźne przechadzki po lesie. Trzeba było wziąć się szybko do roboty aby jak najszybciej rozstawić namioty, zbudować i wypleść prycze. Nikt nie chciał przecież spać na ziemi. Od razu w ruch poszły młotki, gwoździe i siekiery. Każdy uwijał się jak mógł. Tak właśnie mijały kolejne dni pionierki. Ciągłe piłowanie, zbijanie żerdek i wyplatanie szafek. Nie darowałbym sobie gdybym nie zwrócił uwagi na fakt zbudowania przez kadrę Sulimy kurnika, czyli piętrowej chatki, która pełniła funkcje komendy. Wyszła świetnie, chociaż jej budowa nie trwała krótko ale konsekwentnie trzeba było dokończyć to, co się zaczęło. Badania NASA udowodniły że pionierka w namiotach była na dość wysokim poziomie. Nic się w każdym razie nie rozpadło i każdy mógł spędzać podwieczorki na swojej wygodnej pryczce. Jeszcze muszę wspomnieć o obozowym zdobnictwie. Całość obozu stylizowana była na średniowieczny zamek. Była brama z dwiema wieżyczkami, studnia, mały straganik z warzywami oraz trzy maszty z chorągwiami rodów . Całość tworzyła niepowtarzalny klimat.

Pionierka w Sulimie była dość ciężkim orzechem do zgryzienia na tegorocznym obozie. Nad-ambitna kadra niestety nie wykalkulowała dobrze swoich umiejętności przez co pionierka niesamowicie się dłużyła (niektóre elementy zdobnictwa skończyliśmy dopiero przed świętem obozu, przynajmniej rodzice nie widzieli :P). Jednak postawili chatkę, co może nie było najrozsądniejsze, ale przyniosło im dużo radości. Skład Sulimy był również bardzo młody i niedoświadczony, a co za tym idzie pionierka w namiotach również trochę się przeciągnęła. Jednak nie ma rzeczy, z którą harcerze Szesnastki by sobie nie poradzili i dzień różnicy nie robił tej różnicy wcale :).

Życie obozowe

Po apelu rozpoczynającym obóz program ruszył pełna parą. Zaczęły się zwiady, pierwsze gry, warty nocne oraz służby kuchenne. Sama esencja obozu harcerskiego. Muszę powiedzieć, że po rozpoczęciu czas mocno przyspieszył. Gdy czasem pytają mnie konkretnie : Co się po kolei działo? Odpowiadam: nie wiem. Jednak pamiętam, że był to niezapomniany czas wielu przygód, które teraz postaram się przytoczyć.

Życie obozowe było bardzo napięte. Ciągłe gry, zajęcia, musztra śpiewanki, majsterka, przeplatane zdobywaniem sprawności, zdobywaniem znajomości, czy po prostu chwilką odpoczynku. Zajęć było mnóstwo, większość bardzo udana, z czego ogromnie się cieszę. Kilka gier było jednak niedopracowanych co postaramy się nadrobić w przyszłym roku :) Zdobywanie wyposażenia, pogoń za trębaczem, terenoznawstwo, opatrywanie rannych posłańców, gra ekonomiczna, gra dominacja, trening i turniej rycerski, polowanie na niedźwiedzia królewskiego (harcerski paintball :D) to wszystko utknie mi na długo w pamięci i mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się to wszystko dopracować i jeszcze lepiej wykorzystać.

Wojna z zakonem

Naszym celem było wspólne stawienie czoła krzyżackiemu najeźdźcy. W tym celu musieliśmy przejść szkolenie rycerskie, zbudować trebuszety, uszyć sobie stroje, wykuć miecze. Zajęło nam to dość dużo czasu, ale mimo wszystko było warto, bo świetnie się przy tym bawiliśmy. Warto coś wspomnieć o pogodzie. Była ” a w sam raz”. Oczywiście czasem popadało, ale tylko dla tego aby troszkę ostudzić mocno rozgrzaną ziemię.

Fabułą tegorocznego obozu w Sulimie była wielka wojna z Krzyżakami 1409-1411. Wcieliliśmy się w prywatną gwardię Króla, trzymając biało-czerwone tarcze, odziani w białe (giermkowie) i czerwone (rycerze) szaty, uzbrojeni w różnego rodzaju miecze szliśmy do boju, przeżywając niesamowite przygody, o których opowiadaliśmy sobie po powrocie do naszego zamku w Ojcowie gdzie spożywaliśmy posiłki i odpoczywaliśmy przed dalszymi wyprawami. Każdy zastęp był zastępem rycerskim ze swoim rycerzem (zastępowym) na czele. Zubszter, Sulima i Bebons - bo takich herbów używali rycerze z naszej chorągwi - dzielnie stawiali czoła przeciwnikom i nigdy nie zawiedli swojego Króla.

15 lipca 2010

Tegoroczna rocznica była wyjątkowa. Było to bowiem 600 lecie bitwy stoczonej na polach Grunwaldu w 1410r. Także ten dzień obozu był inny od wszystkich. Król Jagiełło wzywał swoich rycerzy do przeciwstawienia się krzyżackiemu najeźdźcy. Poranna pobudka była niecodzienna. Szybkie śniadanie i wyjście do lasu na całodniową grę, której finałem była wielka bitwa wojsk polsko-litewskich z najeźdźcą krzyżackim . Było pełno niespodziewanych zwrotów akcji i zaskakujących zdarzeń. Uważam tą wielką grę za najlepsze wydarzenie tegorocznego obozu. Po bitwie grunwaldzkiej trzeba było wykonać jeszcze wiele zadań wyznaczonych przez króla Jagiełłę polskim rycerzom. Pamiętam polowanie na niedźwiedzia królewskiego w którym Kajtek (w roli niedźwiadka) został uśpiony mnóstwem balonów z farbą (trucizną).

Na tegorocznym obozie odbyły się całodniowe Manewry Taktyczne Szczepu osadzone w fabule Bitwy pod Grunwaldem. W manewrach wzięły udział oba podobozy. Na początku podzieliliśmy się na dwie armie: Zakon Krzyżacki i Polaków - jak łatwo się można było domyślić. Po koronowaniu króla, w którego rolę wcielił się sam druh Szczepowy (phm. Piotr Drzazga) oba zespoły ruszyły do wykonywania zadań. A było ich sporo: przechwytywanie gońców, walka na chorągwie, szukanie wodzów (Króla i Wielkiego Mistrza Zakonu), nauka Bogurodzicy (przez Polaków), zdobywanie dwóch nagich mieczy (przez Krzyżaków), zdobywanie pożywienia dla Armii (najpierw obiad, a później "słodycze"). Całość manewrów zakończyła wielka inscenizacja bitwy, w czasie której zespoły wykorzystywały zdobyte podczas wcześniejszych części wiedzę i atrybuty. W finalnym momencie bitwy, gdy sprawa wydawała się już przegrana dla Polskiej strony, Król wraz z przyboczną armią ruszył do ataku i jedną szarżą pogromił wroga :). Zmęczeni wróciliśmy do podobozów, a opowieściom o tym, kto był najwaleczniejszy i najmężniejszy nie było końca.

Święto obozu

Jest to chyba najważniejszy dzień podczas obozu harcerskiego, wszyscy są tego dnia bardzo podekscytowani. Już od sobotniego poranka zaczynają zjeżdżać się goście, rodzice harcerzy i przyjaciele Szesnastki. Pomimo że obozy są usytuowane dość daleko, frekwencja jest zawsze wysoka. Całość rozpoczyna się oficjalnie uroczystym apelem. Tego roku miało miejsce, właśnie na apelu święta obozu, przekazanie sznura szczepowego phm. Pawłowi Hurasowi. Nowy funkcyjny ma przed sobą nie lada zadanie. Musi doprowadzić Szesnastkę do Jej setnych urodzin. Trzymajmy za niego kciuki aby zrobił to jak najlepiej. Po apelu odbyła się uroczysta Msza Święta na ołtarzu polowym, a następnie rodzice mogli zabrać swoje pociechy na obiad do miasta, aby przypomnieć już dawno zapomniany smak cywilizacji. Zapomniałem jeszcze dodać, że w sobotni wieczór odbyło się wspólne ognisko, na którym zaproszeni goście mogli na własne oczy przekonać się o tym, że Szesnastka podtrzymuje i pielęgnuje dawne tradycje i obrzędy.

Z Sulimy w podobozie zostało niewiele osób, a po wyruszeniu ekspedycji do sklepu zostałem w podobozie sam. Miałem chwilę, żeby odetchnąć a młodsi mogli zjeść obiad z rodzicami i choć na chwilę wyrwać się do miasta :) W czasie święta obozu odwiedzili nas również Zawiszacy młodszej daty, którzy po wyruszeniu na rajdy (o których Karol nie wspomniał :)) pilnowali podobozy. Trzydniowe wędrówki od zawsze były jedną z moich ulubionych części obozu. Podzieleni na trzy zespoły ruszyliśmy, żeby zwiedzić chociaż mały skrawek Polski. Moja ekipa zwiedziła MZU (Bunkry w Międzyrzeczu, które prezentowały się imponująco), a także Poznań, gdzie oprócz wiedzy zdobyliśmy także umiejętności magiczne, które przekazał nam napotkany podczas wieczornego spaceru "Magik". Pozdrowienia dla mojej ekipy! :)

To przecież nie koniec…

Tak to prawda, za rok znów spakujemy się w ten sam plecak, założymy te same buty i ten sam już mocno wypalony przez słońce mundur i wyjedziemy do lasu aby tworzyć nowe wspomnienia. Zbliżające się stulecie Szesnastki powinno być dla nas motywacją aby za rok móc wyśpiewać z radością słowa hymnu „… harcerzy jest nas ponad stu…”

KLAWBOYS!

ćw. Karol Michalak

Widząc lekki brak weny jaki widocznie musiał spaść na piszącego tę relację pozwoliłem sobie dopisać chociaż po pare zdań do każdego akapitu. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się posiąść tę niesamowitą umiejętność jaką jest pisanie relacji i oprócz kilku zdań zobaczycie, drodzy czytelnicy, pełną przejmujących momentów opowieść, która chociaż w jakimś stopniu odda klimat naszych wypraw. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie czujecie się zrażeni i będziecie dalej śledzić nasze wątpliwie udokumentowane poczynania.

Kajtek, Wielką Banią zwany