Przy takiej pracy nadeszło Boże Narodzenie i rozpoczął się rok 1913. Korzystając z wyjątkowo lekkiej i krótkiej zimy, położono największy nacisk na wyszkolenie techniczne „szarż", ponieważ na następny rok szkolny był planowany wielki zaciąg do drużyny.

Tymczasem organizowane są ciągłe wycieczki, nieraz bardzo uciążliwe i męczące, połączone jeszcze z koniecznością krycia się przed policją, nie dlatego nawet, żeby prace prowadzone przez chłopców, były szczególnie groźne dla państwa rosyjskiego, ale że w ogóle policja odnosiła się niechętnie do wszelkich przejawów organizowania się i ćwiczenia, i zawsze doszukiwała się śladów spisku.

Poza tymi wycieczkami i zebraniami, które prowadzono nader regularnie, projektowano w lecie pierwszy, na wielką skalę obóz, który traktowano jako egzamin do zamierzonego „wypłynięcia na szerokie wody". Obóz, raczej, jak to wówczas nazywano kolonia, miał się odbyć na Polesiu, w powiecie pińskim, w miejscowości Kołby, co z uwagi na dużą odległość, zupełną dzikość przyrody i wreszcie na władze rosyjskie, było przedsięwzięciem bardzo ryzykownym i naprawdę na wielką skalę. Było to zresztą pierwsze tego rodzaju posunięcie na terenie Królestwa i dowodziło dużego rozmachu i energii drużyny.

Na „kolonię", która była pierwszym skautowym obozem w Polsce, pojechało trzynastu ludzi; nazwiska ich jako przyszłych instruktorów i działaczy na szerszym terenie, wypada podać. Komendantem był więc druh Alojzy Pawełek (późniejszy autor „Młodej Drużyny", książki do dziś dnia jeszcze bezkonkurencyjnej ze względu na jej wartość). Członkami byli: Jurek WądołkowskiPiotr Olewiński, odkomenderowany później na drużynowego „Dwójki" im. Tadeusza Reytana, Stanisław ZdziarskiIgnacy „Benio" Wądołkowski, Tadeusz Gutowski „Gucio Starszy"Jurek Boguski „Jałoszka", Henryk Dobrowolski, Stanisław Śniegocki, Stefan Kozer, Liebke, Zdzisław Biedrzycki i Stanisław Olewiński.

Dzięki gościnności państwa Olewińskich, rodziców Pietrka i Stanisława – członków obozu, którzy użyczyli terenu i częściowego wyżywienia, kolonia przeszła wszystkie oczekiwania. „Charakter kolonii był obozowo – biwakowy. Wszystko począwszy od najdrobniejszych rzeczy, jak sprzątanie, urządzanie posłań, a skończywszy na gotowaniu, robiliśmy sami, gdyż na miejscu nie było prawie nikogo, a otrzymaliśmy do dyspozycji stary, opuszczony dwór. Pracowano b. intensywnie. Uprawiano codziennie gimnastykę, lekkoatletykę, gry skautowe, jeżdżono na łodziach, pływano, budowano łódkę, robiono szałasy, i t.p. i t.p. Poza zajęciami służbowymi leczono chorych, których pod koniec kolonii zgłaszało się po kilkunastu dziennie; podczas przyjmowania biskupa w Pińsku, chłopcy brali czynny udział w przygotowaniach. Z rzeczy wojskowych uczono się musztry, wywiadów, podchodzenia oraz strzelania. Gotowanie odbywało się na zmianę. Do kuchni dostarczali sami chłopcy czasem ryb złowionych lub kaczek upolowanych. Kolonia trwała cały miesiąc, kończąc jak gdyby okres przygotowań kadr instruktorskich". 
( J. Wądołkowski, I album Drużyny st r.4). 

1913 r. Obóz w Kołbach. Gotowanie obiadu.

Z początkiem roku szkolnego przystąpiono do realizowania powziętych zamiarów. Został ogłoszony zaciąg i w krótkim czasie zorganizowano dwa plutony. Poza normalna pracą, jak bardzo liczne wycieczki, ćwiczenia i wykłady, prowadzony był na terenie Drużyny kurs gimnastyczny przez profesora gimnastyki pana Sosińskiego, człowieka obdarzonego wielką energią i talentem organizatorskim. Wreszcie zupełnie nowa rzecz w dotychczasowej pracy – „przedsiębiorstwo dochodowe", jak to szumnie określa Jurek Wądołkowski w swoich notatkach. Była to „torebkarnia"; jakiego rodzaju były te torebki i czy znajdowały duży zbyt, tego nie wiemy, w każdym razie musiały przynosić jakiś dochód, bo instytucja ta istniała przez dłuższy czas.

We wrześniu zostali odkomenderowani na kurs instruktorski Naczelnej Komendy Skautowej w Warszawie na Dynasach: Jerzy Wądołkowski i Piotr Olewiński. Obaj przeszli próbę na I stopień wobec komisji egzaminacyjnej złożonej z księdza Lutosławskiego, Czesława Jankowskiego, Alojzego Pawełka i St. Pomarańskiego – i zostali mianowani drużynowymi ( poczem Piotr Olewiński został odkomenderowany do 2 WDH im. Tadeusza Rejtana). W ten sposób drużyna nasza otrzymała drużynowego z oficjalnym mianowaniem.

Roman Różycki - "Kronika 25 lat dziejów Szesnastki 1911-1936" - Warszawa 1936 r.
Pisownia zgodna z oryginałem. Przepisał wyw. Marcin Weiss.

UZUPEŁNIENIE

Warto wyjaśnić, dlaczego komendantem kolonii naszej drużyny w Kołbach na Polesiu został instruktor z zewnątrz. Alojzy Pawełek był starszy od Jurka i Piotrka. Obaj Zawiszacy mieli po 18 lat, a Pawełek prawie 20, co mocno zbliżało go do ówczesnej granicy pełnoletności, za którą przyjmowano wiek 21 lat. Co ważne, Pawełek był już po maturze, którą uzyskał przed wakacjami. Kolonia natomiast była wydarzeniem doniosłym w skali całego skautingu. Przypomnijmy, że było to pierwsze tego typu przedsięwzięcie na ziemiach zaboru rosyjskiego. Konieczność zachowania konspiracji i ogromna odległość od Warszawy stanowiły nie lada wyzwanie. NKS lub Rada Drużynowych najprawdopodobniej chciała, aby przedsięwzięciem tym kierował człowiek z większym doświadczeniem, jeśli nie skautowym, to na pewno życiowym. Poza tym Alojzy Pawełek musiał być ówcześnie uważany za specjalistę od metodyki skautowej. W wydawanym w Warszawie czasopiśmie "Skaut" publikował bowiem artykuły metodyczne. To gwarantowało, że miesięczna kolonia zostanie spożytkowana w sposób wzorowy. Wydaje się, że tak się właśnie stało. Dzięki ogromnie intensywnym zajęciom, jej uczestnicy uzyskali wielki ładunek doświadczenia harcerskiego i większość z nich, w przyszłości, doświadczenie to spożytkowała pełniąc najprzeróżniejsze funkcje w Szesnastce i skautingu warszawskim. Ciekawe też, na ile doświadczenia tej pierwszej w Kongresówce kolonii skautowej przydały się samemu Alojzemu Pawełkowi, który pięć lat później, w 1918 r., opublikował jeden z najlepszych podręczników dla drużynowych pt. "Młoda Drużyna". Podręcznik ten wznawiany był wielokrotnie i korzystano z niego powszechnie przez wiele kolejnych dziesięcioleci. Jeżeli później setki i tysiące drużyn harcerskich opierało swoją pracę o zawarte w tej książce wskazania, to my jako Zawiszacy możemy być dumni, że przynajmniej część przemyśleń i pomysłów w niej zawartych, swoją genezę miało w doświadczeniach autora wyniesionych z obozu naszej drużyny w Kołbach na Polesiu.

Warto też wiedzieć i o tym, że na zakończenie kursu instruktorskiego na Dynasach - jak relacjonuje Wacław Błażejewski - "....składającym próby po raz pierwszy wydano krzyże harcerskie odpowiednich stopni, różniące się niewiele od tych, jakie nosimy dzisiaj." Odznaki te opracował według własnego projektu, wysłanego na konkurs do Lwowa, ks. Lutosławski. Krzyż Harcerski stał się obowiązującą odznaką harcerską dopiero w 1916 r. "Do tego momentu odznaką skautową w Królestwie była niewielka metalowa lilijka, o surowych formach, bez żadnych liter i napisów." Wyobraźmy więc sobie, jakie wrażenie na kolegach musieli zrobić Jurek i Piotrek, którzy nazajutrz po otrzymaniu krzyży pochwalili się nimi w szkole. A swoją drogą, jakże miła sercu Zawiszaków jest świadomość, że po raz pierwszy w historii Krzyż Harcerski przypięty został do piersi dwóch z nas. Nawet, jeżeli działo się to 90 lat temu.

Marek Gajdziński (2003 r.)

ZAWISZACY

Jesienią Piotr Olewiński objął kierownictwo drużyny im. T. Rejtana (późniejsza 2 WDH) i związał się z nią na trwałe. Janusz Rudnicki nadal prowadził drużynę im. J. Sowińskiego (późniejsza 9 WDH).

Wojciech Bogusławski (1986 r.)

W Święta Bożego Narodzenia Rada Drużynowych Warszawskich zorganizowała w Strachowie (letnia willa p. Rudnickich) kilkudniowy kurs instruktorski dla prowincji. Uczestników kursu podzielono na trzy zastępy, a zastępowymi dwóch z nich zostali Zawiszacy: Jurek Wądołkowski i Piotrek Olewiński. Do kierownictwa kursu należał też Ignacy Wądołkowski.

Marek Gajdziński (2003 r.)

Stan Drużyny na dzień 31.12.1913 r.

Więcej...