Rok 1914 rozpoczyna się pod znakiem bardzo intensywnej pracy. Drużyna w międzyczasie rozrosła się do trzech plutonów i po za tym ma oddziały przygotowawcze, coś w rodzaju dzisiejszej gromady wilczęcej. Obok istniejącej torebkarni i kursu gimnastycznego powstają jeszcze dwie nowe imprezy: warsztat stolarski i chór.

Ponieważ już do tradycji zaczęło przechodzić, że Drużyna musi mieć w ciągu roku przynajmniej jedną kilkudniową wycieczkę, na Wielkanoc wyprawiono się na tydzień do Grotowic pp. Zdziarskich, znanych już nam z wycieczki w 1912 r. Impreza ta kosztowała wiele trudu, gdyż drużyna wystąpiła w jednolitym umundurowaniu i ze sprzętem składającym się z namiocików, łopatek, siekier, sznurów, i t.d.

1914 r. Kurs w Grotowicach.
Sztab: Jurek Wądołkowski, Piotr Olewiński, Stanisław Zdziarski, Jakut, Stanisław Olewiński

Umundurowani byli wszyscy według zaleceń Naczelnej Komendy Skautowej, ogłoszonych w 17 numerze „Skauta", a więc: kapelusze pilśniowe, miękkie zielono - popielate o podgiętej kryzie, lub czapki szkolne; koszule z naramiennikami i kieszonkami na piersiach, o wykładanym kołnierzu, koloru oliwkowo - brązowego, podobne krojem do dzisiejszych. Krawaty i chusty niejednolite. Spodnie krótkie, spięte pod kolanami, podobne do dzisiejszych „pumpów". Paski skórzane żółte, wreszcie pończochy czarne lub popielate i trzewiki. Oczywiście nie było mowy, by tak pięknie umundurowany oddział mógł paradować wspólnie. Udano się na miejsce w trzech grupach. Jedni pojechali rowerami przez Grójec, inni koleją do Skierniewic, a stamtąd wozami do Grotowic, wreszcie trzecia grupa wyjechała o dzień później też do Skierniewic, ale z tamtąd wyruszyła tradycją poprzedniej wycieczki, pieszo do Rawy, i wreszcie też końmi aż do celu.

1914 r. Kurs w Grotowicach. Cykliści.

1914 r. Kurs w Grotowicach. Biwak.

1914 r. Kurs w Grotowicach. Sokola gimnastyka.

1914 r. Kurs w Grotowicach. Most linowy.

1914 r. Kurs w Grotowicach. Przyrodoznawstwo.

Poza normalnymi ćwiczeniami z różnych dziedzin, zostały przeprowadzone egzaminy na II i III stopień, przy czym do komisji egzaminacyjnej zostali specjalnie ściągnięci z Warszawy: Pietrek Olewiński (już drużynowy „Dwójki") i druh Ruszczyc (też drużynowy). Ostatniego dnia Drużyna została zaproszona przez państwa Zdziarskich do Łęgonic (w sąsiedztwie), gdzie, jak wyznaje Jurek Wądołkowski, „bardzo sympatycznie spędziliśmy dzień z druhnami z drużyny Klaryszewskiej, która tam przyjechała również na wycieczkę" (J. Wądołkowski, I album Drużyny str. 7). 

1914 r. Kurs w Grotowicach. Odjazd.

Po powrocie praca popłynęła normalnym trybem, lecz nie przygotowywano się do letniego obozu, ponieważ „szarże" wybierały się na kurs do Skolego w Małopolsce i zdecydowano, wobec ich braku w ogóle kolonii nie urządzać.

Kurs w Skolem zaś, czwarty już z rzędu, zapowiadał się bardzo uroczyście. Kursy te odbywały się pod opieką i za staraniem „Sokoła" i zwolna, w miarę rozwijania się skautingu, przechodziły ewolucję od kursów gimnastycznych (jakim był pierwszy obóz) do obozów, na których największy nacisk kładziono na rozwijanie techniki i pogłębianie ideologii skautowej. Togo roku odbywały się więc na terenie Skolego trzy kursy. Jeden dla zastępowych z Małopolski, drugi żeński, i wreszcie trzeci, najważniejszy, do którego największą wagę Naczelnictwo przykładało, skupiał reprezentantów ze wszelkich zaborów, a za zadanie miał: (jak głosił prospekt):

1. Wskazanie zasad przewodnich wychowawczych i organizacyjnych pracy skautowej. 
2. Podanie strony technicznej. 
3. Zachęcenie do dalszej pracy sokolej i skautowej w scoutingu i nad samym sobą. 
4. Zjednoczenie i ujednolicenie idei i metod skautowych w Polsce.

Na tym to kursie znalazły się nasze szarże, a więc: Jurek Wądołkowski – drużynowy, Stanisław i Zdzisław (powinno być Zbigniew - red.) Zdziarscy, Stanisław Olewiński, Tadeusz GutowskiBohdan Pniewski i Jurek Boguski.

Kurs jednak nie został ukończony, wskutek wybuchu wojny i konieczności szybkiego likwidowania obozu.

Wracają więc nasi chłopcy do Drużyny i wprowadzają w życie to, czego się nauczyli w Skolem. Drużyna liczy teraz tzn. we wrześniu 1914 roku, cztery zastępy zorganizowane w dwóch plutonach. Drużynowym – oczywiście Jurek Wądołkowski, plutonowymi – Zdziarski Stanisław i Olewiński Stanisław, zastępowi: Tadeusz GutowskiBohdan PniewskiJurek BoguskiZdzisław Zdziarski (powinno być Zbigniew - red.). W grudniu tworzy się piąty zastęp Bolka Bohuszewicza.

Według jednego z członków, „drużyna niewielka (około 40 ludzi) b. zwarta, pełna zapału. Prawie wszystkie szarże przeszły kurs instruktorski w Skolem, prowadzą stronę techniczną doskonale".
(Aleksandr Mianowski, I Alb. Druż., str. 11).

Roman Różycki - "Kronika 25 lat dziejów Szesnastki 1911-1936" - Warszawa 1936 r.
Pisownia zgodna z oryginałem. Przepisał wyw. Marcin Weiss.

UZUPEŁNIENIE

Zastanawiająca jest lakoniczność relacji dotyczących jesieni 1914 r. W "Kronice" poświęcono temu burzliwemu okresowi pracy skautowej zaledwie kilka suchych zdań. Dlaczego? Przecież w sierpniu wybuchła tak dawno oczekiwana wojna pomiędzy zaborcami. O wojnę taką modlono się od dziesięcioleci, słusznie upatrując w niej szansę na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Dopóki bowiem mocarstwa zaborcze prowadziły zgodną wobec Polski politykę, szanse na zrzucenie z siebie jarzma niewoli były bardzo niewielkie. Niezależnie więc od ogromu nieszczęść, jakie niesie ze sobą każda wojna, tę akurat Polacy powitali z wielką nadzieją. Czy można podejrzewać, że skauci, którzy od trzech lat intensywnie przygotowywali się do czynu zbrojnego "nie zauważyli" wybuchu wojny i nie potrafili przestawić swojej pracy na nowe tory? Nie!

1914 r. Kurs w Grotowicach. Sygnalizacja.

1914 r. Kurs w Grotowicach. Podchodzenie.

Jesienią 1914 r. w warszawskim skautingu działy się rzeczy burzliwe i emocjonujące. Bez wątpienia, jedno z najsilniejszych środowisk, drużyna Zawiszy Czarnego, miała w tych wydarzeniach swój istotny udział. Przyczyną owych burzliwych wydarzeń stał się ostry konflikt polityczny, który podzielił nie tylko harcerstwo, ale większą część narodu.

Otóż z chwilą wybuchy wojny, wśród polityków polskich pojawiły się dwie rozbieżne koncepcje zachowania się wobec zaborców. Bez wchodzenia w szczegóły - środowiska związane z Narodową Demokracją uważały, że Polacy powinni opowiedzieć się stanowczo po stronie Koalicji, a więc Francji, Anglii i Rosji, a przeciwko państwom Centralnym, czyli Niemcom i Austo-Węgrom. Wróżąc zwycięstwo Koalicji, zwolennicy Romana Dmowskiego postulowali współpracę z Carem Rosji, licząc na jego ustępstwa po wygraniu wojny. Zupełnie przeciwne stanowisko zajęły pozostałe stronnictwa polityczne i organizacje niepodległościowe, które powołały Naczelny Komitet Narodowy z Józefem Piłsudskim na czele. Według ich koncepcji, Polacy powinni w zamian za obietnice ustanowienia wolnego państwa wesprzeć militarnie stronę reprezentowaną przez Niemcy i Austro-Węgry i u ich boku zwrócić się czynem zbrojnym przeciwko największemu i najgroźniejszemu swemu wrogowi - Rosji.

Oba stanowiska były całkowicie sprzeczne i nie dawały się w praktyce pogodzić. Podczas, gdy Piłsudski tworzył u boku armii austriackiej swoje legiony i posyłał je do walki przeciwko Rosjanom, narodowcy formowali u boku armii rosyjskiej Legion Puławski i kierowali go przeciwko Austriakom.

Konflikt ten przebiegał w poprzek wszystkich polskich elit, którym drogie były ideały niepodległości. Nie ominął także skautingu warszawskiego. NKS, która sympatyzowała ze Stronnictwem Narodowym, zalecała, aby skauci włączyli się do pracy w Komitecie Pomocy Sanitarnej PCK. Praca ta polegała na pomocy przy opatrywaniu rannych żołnierzy rosyjskich przywożonych do Warszawy z frontu. Skauci rzeczywiście się do tej pracy zgłaszali, ale nie z sympatii do Rosjan, tylko w celu doskonalenia swoich umiejętności samarytańskich i dla zdobycia broni dla POW. Ogromna bowiem większość skautów nie sympatyzowała ze stanowiskiem NKS i skłaniała się ku współpracy z Polską Organizacją Wojskową tworzoną w Warszawie na rozkaz J. Piłsudskiego. Trudno się zresztą temu dziwić. Tylko ktoś wysoce naiwny mógłby sądzić, że młodzież, którą cechuje naturalna zapalczywość, nagle zrozumie potrzebę współpracy z dotychczasowym zaborcą w imię mglistych i mocno niepewnych planów politycznych. Taki sposób myślenia był możliwy raczej u ludzi starszych, tworzących NKS, którzy mogli się powoływać na doświadczenie życiowe i rozsądek. Młodzi reagowali spontanicznie i w zgodzie z wyrobionym w skautingu wyczuciem najprostszych powinności patriotycznych. Nie można zapominać, że Warszawa znajdowała się od lat pod zaborem rosyjskim i dla warszawiaków to Rosjanie byli naturalnym i najbardziej okrutnym wrogiem Polski. Wielkie dziewiętnastowieczne powstania kierowane były głównie przeciwko nim. Represje, jakie następowały po upadku powstań, egzekucje, zsyłki na Sybir, konfiskaty majątków, podsycały nienawiść. Cała dotychczasowa konspiracja skautowa prowadzona była przeciwko państwu rosyjskiemu i w ukryciu przed carską policją. Nagła zmiana sympatii z powodów politycznych była u ludzi młodych psychologicznie niemożliwa.

Dlatego skauci spontanicznie wstępowali do POW i na jej rzecz pełnili najprzeróżniejsze służby. Polegały one na stałych dyżurach w zakonspirowanych lokalach organizacji, utrzymywaniu łączności, przenoszeniu meldunków i zbieraniu informacji na temat przemarszów wojsk rosyjskich. Większość drużynowych i starszych skautów brała udział w zajęciach i ćwiczeniach Wolnej Szkoły Wojskowej. Wywołało to sprzeciw NKS, która pod pretekstem egzekwowania zakazu należenia do różnych organizacji równocześnie, usiłowała zakazać skautom udziału w POW. Kolejnym punktem niezgody stał się wydany przez NKS zakaz brania udziału w manifestacjach i nabożeństwach publicznych urządzanych w tym okresie z okazji święcenia rocznic powstań narodowych.

W tej sytuacji wystarczył byle pretekst, aby doszło do otwartego konfliktu. Stało się to w dniu, kiedy ks. Lutosławski wygłosił publiczny odczyt negując w nim historyczną korzyść zbrojnych powstań narodowych z 1831 i 1863 roku. Teza ta była oczywiście zawoalowaną krytyką polityki Piłsudskiego i POW dążącej do wywołania antyrosyjskiego zrywu zbrojnego. Wobec protestu zebranych, wśród których było wielu skautów, odczyt został przerwany. Wacław Błażejewski relacjonuje to w ten sposób: "Drużynowi, którzy domyślali się, że ks. K. Lutosławski jest członkiem NKS, wysłali do Komendy pismo domagające się jego ustąpienia z władz skautowych i ujawnienia składu Komendy. W odpowiedzi na to NKS zawiesiła w czynnościach wszystkich tych, którzy protest podpisali, i zdegradowała ich (9 X 1914 r.). Stało się to powodem formalnego rozłamu, wydaleni bowiem m. in. Tadeusz Kowalski, Piotr Olewiński, Adam i Janusz Rudnicki, Władysław Siedlanowski, Jerzy i Ignacy Wądołkowski, razem 13 osób, odeszli spod władzy NKS wraz z drużynami, które prowadzili. Przy NKS została tylko drużyna im. ks. J. Poniatowskiego i część drużyny im. T. Rejtana. Jako władzę i kierownictwo nad drużynami stojącymi poza NKS, wydaleni drużynowi stworzyli Wydział Rady Drużynowych w składzie Piotr Olewiński - przewodniczący oraz A. Rudnicki, W. Siedlanowski, Jerzy WądołkowskiJanusz Rudnicki i S. Rewoliński."

Łącznie spod władzy NKS odeszło 12 i pół drużyny. Jednak rozłam ten nie wstrząsnął zbytnio światem skautowym. Przyczyna była nader prosta. Zarówno tzw. opinia publiczna jak i większość skautów zwyczajnie nie miała pojęcia o istnieniu zakonspirowanej Naczelnej Komendy Skautowej. Tym bardziej nie mogła nic wiedzieć o rozłamie. Dla nich władzą był drużynowy i co najwyżej Rada Drużynowych. Tak więc w pracach większości drużyn nie zaszły żadne organizacyjne zmiany. Oczywiście, prędzej czy później rzecz cała musiała się ujawnić, chociażby dlatego, że w jednej z drużyn, tj. w drużynie im. T. Rejtana, której notabene drużynowym był Piotr Olewiński, rozłam przyjął formę wysoce dramatyczną i doprowadził do wybuchu wrogości pomiędzy niedawnymi przyjaciółmi. Podział drużyny i towarzyszące temu silne emocje musiały mieć przyczynę zrozumiałą nawet dla szeregowców, którzy na jakiejś podstawie opowiadali się po jednej bądź drugiej stronie. A że skauci z różnych drużyn znali się wzajemnie, ujawnienie faktu rozłamu i jego przyczyny było tylko kwestią czasu. Na szczęście obie zwaśnione strony, NKS i drużynowi, wzajemnie poszukiwali jakiejś formy porozumienia i zażegnania kryzysu. Znaleziono ją na tyle szybko (wiosną 1915 r.), że udało się na razie uchronić skauting od bardziej trwałych podziałów.

Udział aż trzech Zawiszaków w pracach Wydziału Rady Drużynowych (tzw. "Rebelii"), w tym aktualnego drużynowego, świadczy o tym, że wypadki te nie mogły pozostać bez wpływu na pracę naszej drużyny. Zaangażowanie się Jurka Wądołkowskiego w rozłam po stronie "Rebelii", a także cała jego dalsza biografia, świadczą o przywiązaniu i sympatii, jaką przejawiał do idei reprezentowanej przez J. Piłsudskiego. Idea ta w Warszawie zaczęła się właśnie urzeczywistniać. Jest zatem prawie niemożliwe, by drużyna im. Zawiszy Czarnego pozostająca pod rozkazami Jurka nie brała czynnego udziału w pracach, w które zaangażował się on sam i cały skauting warszawski. Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie: w jakiej odbywało się to formie, skoro kronikarz tak wymownie milczy na ten temat?

Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że sam drużynowy i część szarż w osobach plutonowych i starszych zastępowych, tak mocno zaangażowali się w służbę w POW i zajęcia w Wolnej Szkoły Wojskowej, że praca skautowa zeszła z konieczności na plan dalszy. Poza tym, co potwierdzają wypadki, które miały miejsce kilka miesięcy później, drużynowy musiał się liczyć z tym, że w drużynie, i to także wśród szarż, znajdowali się chłopcy nie uznający jego poglądów politycznych i skłaniający się ku linii reprezentowanej przez NKS. Obecność tej wewnętrznej "opozycji politycznej" musiała uniemożliwiać jakieś bardziej zdecydowane działania podejmowane na rzecz POW całą drużyną. Troska o jej jedność i uniknięcie bolesnego rozłamu podobnego do tego, jaki dotknął drużynę Piotrka Olewińskiego, musiała wymuszać jakąś formę kompromisu i unikanie działań, które mogłyby doprowadzić do pęknięcia. Całe życie drużyny toczyło się więc w zastępach, gdzie młodsi chłopcy przechodzili normalny cykl szkolenia skautowego. Zwolennicy opcji narodowej znajdujący się wśród szarż przyjęli pozycję wyczekiwania, natomiast "legioniści", którzy wiekiem odpowiadali kryteriom wstąpienia do POW, włączeni zostali bezpośrednio w rytm pracy konspiracji wojskowej. Kronikarz uznał widocznie, że służba ta, prowadzona poza drużyną i nie mająca już bezpośredniego związku ze skautingiem, nie jest przedmiotem jego zainteresowania. Opisał więc tylko to co działo się w zastępach i w czym uczestniczyli młodsi skauci. Nie bez znaczenia może też być fakt, że ówczesnym kronikarzem drużyny był Olek Mianowski, który jak się wkrótce okaże, osobiście nie popierał "kierunku legionowego", uważał go za szkodliwy i sprzeczny z polską racją stanu.

Marek Gajdziński (2003 r.)

ZAWISZACY

Beniek - Ignacy Wądołkowski objął kierownictwo drużyny im. I. Prądzyńskiego (późniejsza 21 WDH). Wszyscy drużynowi Zawiszacy wstąpili do P.O.W. - Tajna Szkoła Wojskowa.

Wojciech Bogusławski (1986 r.)

9 października 1914 r. trzynastu drużynowych między innymi Zawiszacy: Jerzy WądołkowskiPiotr OlewińskiJanusz RudnickiIgnacy Wądołkowski i Adam Rudnicki wypowiedzieli posłuszeństwo NKS-owi. Wspólnie utworzono Radę Drużynowych, tzw. "Rebelię", która organizowała pracę warszawskiego skautingu (owych 13 zbuntowanych drużyn) na rzecz czynu legionowego. Pracom "Rebelii" przewodniczyli na zmianę Piotr Olewiński i Jerzy Wądołkowski.

22 grudnia  1914 r. w bitwie pod Łowczówkiem poległ Henryk Dobrowolski - żołnierz pierwszej kompanii kadrowej legionów, uczestnik obozy w Kołbach i zastępowy.

Marek Gajdziński (2003 r.)

Stan Drużyny na 31.12.1914 r.

Więcej...