Dokonano reorganizacji Drużyny i mianowano nowych zastępowych. Sekretarzem Drużyny został ćw. Rafał Łaszkiewicz.

Szkolenie w technice harcerskiej oraz ścisła współpraca z nowopowstałymi 80 W.D.H. i 146 W.D.H., jak również z zaprzyjaźnioną 3 W.Ż.D.H.

Nadal pracował zastęp Bobrów w szkole nr 97. Wydano niezachowany nr 200 Sulimczyka. Przybocznym Drużyny mianowano ćw. Stefka Brzeskiego. Drużyna uzyskała zezwolenie na noszenie tradycyjnych krajek łowickich i otrzymała je przed obozem.

Lato - XXVI obóz letni w Wierzycy k/Kartuz (zgrupowanie Hufca). Komendant - J. Karczewski, oboźny - T. Kalinowski, gospodarze: Wojtek Pułaczewski i młodzik Janek Pawlikowski.

Jesień - J. Karczewski odszedł do pracy w Hufcu, a p.o. drużynowym został wywiadowca Jacek Dąbrowski (ze Śląska, od roku w Drużynie), który też odszedł do pracy w Hufcu. Wrócili do czynnej pracy w Drużynie starsi chłopcy. Kierownictwo Drużyny objął h.o. Wiesiek Szeliski z przybocznymi Stefkiem Brzeskim i Edkiem Salwerowiczem.

2 listopada - Wobec nowego podziału terytorialnego Drużyna przechodzi do Hufca Śródmieście.

KPH

Zarząd i działalność bez zmian. Udało się wykonać tradycyjne krajki dla Drużyny.

ZAWISZACY

1 października - phm M. Jaczewski został instruktorem Komendy Chorągwi i członkiem komisji prób na stopień Harcerza Rzeczypospolitej. Phm T. Lubańskiego mianowano hufcowym Hufca Ochota.

6 grudnia - wyw. Jacka Dąbrowskiego mianowano kierownikiem ref. zuchów w Hufcu. W Hufcu pracował również J. Karczewski.

Wojciech Bogusławski, „Kronika 16 WDH im. Zawiszy Czarnego 1911-1986”.

Przepisał hm. Dyzma Zawadzki (pisownia zgodna z oryginałem).

UZUPEŁNIENIE

Szczęśliwie Wojciech Bogusławski mylił się, pisząc o 200 numerze "Sulimczyka" jako niezachowanym. W 2019 rok, dzięki Marianowi Miszczukowi, drużyna otrzymała kopię znajdującego się w jego kolekcji numeru - opatrzonego błędną datą 9 lutego 1948 roku (powinno być: 9 marca 1948 roku). Z treści artykułów przebija tęsknota za przedwojenną drużyną i chęć nawiązania do dawnych tradycji. Numer otworzył artykuł prof. Witolda Berezeckiego, przedwojennego jeszcze opiekuna drużyny z ramienia szkoły im. Staszica.

Obóz w Wierzycy był trzecim i ostatnim obozem znakomitego gawędziarza, Janka Tereszczenko. Po raz trzeci i ostatni możemy się więc cieszyć relacją z obozu jego pióra:

"Trzeci obóz "Szesnastki", w Wierzycy nad jeziorem Wierzyckiem, odbywał się już w znacznie zmienionym nastroju. Może dlatego, że zaczynaliśmy już wyrastać z naszych harcerskich mundurków, a może dlatego, że harcerstwo nie miało nam już za wiele do zaproponowania; ale może też i dlatego, że funkcja harcerstwa zaczynała się zmieniać.

Jeszcze przed rozpoczęciem obozu zostałem z kilkoma druhami wydelegowany na "kwatermistrzostwo", w celu zaopatrzenia obozu w słomę do sienników, mąkę, kartofle itd. Zamieszkaliśmy wtedy w małym opuszczonym domku, zaraz koło stacji Wierzyca, nad jeziorem, i stamtąd robiliśmy wyprawy do okolicznych wiosek po prowiant. Nasza kwatera została z zupełnie niewiadomych przyczyn nazwana przez nas: "Kałamarzem", a ponieważ dyscypliny obozowe nie obowiązywały kwatermistrzostwa, było cudownie. Pływaliśmy krypą rybacką po jeziorze, wsłuchiwaliśmy się w charakterystyczną gwarę kaszubską i walczyliśmy z komarami.

Sam obóz, prowadzony przez Janka Karczewskiego ("Karczusia") nie był jednak udany. Atmosfera była napięta, dominowały częste spory, i w ogóle nasze harcerskie obyczaje zaczynały stawać się coraz bardziej anachroniczne. Ponieważ właśnie włączano harcerstwo do "budownictwa socjalistycznego", na obozie w Wierzycy i my włączaliśmy się do harcerskiej Służby Polsce, co manifestowało się głównie zbieraniem stonki ziemniaczanej, którą jakoby amerykańscy imperialiści zrzucali z samolotów na kraje socjalistyczne, by w ten sposób sabotować marsz do socjalizmu, czy coś takiego. Na polach przyległego PGRu było gorąco, nudno i nawet stonki jakoś brakowało, stąd też cały projekt wydawał się dość idiotyczny. Mój przyjaciel Kroszczyński przypomniał mi, że byłem wtedy na obozie dowódcą pontonu (znanego jeszcze z Łańska) i że kiedyś, po wypłynięciu na środek jeziora, okazało się, że a) jesteśmy wszyscy krótkowzroczni, i b) że nasz ponton traci powietrze. „Ledwo zdążyliśmy do brzegu...” -- zakonkludował Kroszczyński.

Ze wspomnień z tego obozu kołacze się w pamięci jakiś zlot w Kostrzewinie, z mszą polową w prażącym słońcu przed kościołem, ale mnie interesowały głównie harcerki z okolicznego obozu żeńskiego. Pamiętam, że zwekslowaliśmy wkrótce w tamtym kierunku, Janek Pawlikowski i JA, i straciwszy wskutek tego poczucie czasu, powrót drużyny do obozu umknął naszej uwagi.

Zbliżała się noc. Transportu już nie było, droga była daleka a najbliższy pociąg dopiero o świcie. Poszliśmy na komisariat Milicji.

„Czy możecie nas panowie przenocować..?”
„No, my tu nie mamy pomieszczeń do spania...” – próbowali wymigać się milicjanci.
„To może w celi...?”
„Zaprowadź ich, Wacek, do świetlicy...”

Aż do odjazdu pociągu spaliśmy na stole pingpongowym. Do obozu dotarliśmy już za dnia i trudno się dziwić, że w obliczu takiego braku dyscypliny napięcia w obozie zaczęły stawać się nie do zniesienia. W konsekwencji, nie czekając na zakończenie obozu, dwaj buntownicy, Pawlikowski i JA, zapakowawszy nasze manatki ruszaliśmy w drogę do stacji, a następnie przez Trójmiasto do Warszawy.

Spacer od obozu do stacji kolejowej trwał około godziny. Niby nic, ot, droga, przez las... Ale ten spacer zapisał się specjalnie w mojej pamięci interesującym dość szczegółem. Idąc bowiem, naburmuszony, perorowałem Pawlikowskiemu a on słuchał. Było to bodaj moje pierwsze w życiu perorowanie o prawdach o "życiu", moja bodaj pierwsza deklaracja ideologiczna.

A więc, dowodziłem-ci JA Pawlikowskiemu, że promulgacja idei przez promulgatora może dawać rezultaty tylko wtedy, jeśli wynika ona z pełnego przekonania owegoż promulgatora o wartości jego idei, i że nie umiera przy pierwszej porażce…! że odnosi się to zarówno do spraw wielkiej polityki, jak i do podbojów erotycznych; że stojąc wobec przeważającej siły (np. komendy obozu), nie należy w żaden sposób deklarować swojej pozycji, dając drugiej stronie całkowitą szansę na zadeklarowanie swojej, a wtedy tylko, poznawszy słabe strony przeciwnika, ustawić swoją politykę na SWOJĄ KORZYŚĆ; że siła osobowości jednostki - wydaje się - zniewala "maluczkich", ale że dając "maluczkim" szansę włażenia sobie na łeb, silna osobowość może być łatwo pokonana; że nikt, w przeświadczeniu wielkości SWOJEJ osobowości, nie powinien nigdy, nawet w najbardziej niesprzyjających okolicznościach, zrezygnować ze swojej wielkości itp.

Skąd w środku lasu, takie filozofie u smarkaterii, sam nawet nie mogłem dociec...? Może, w goryczy wywołanej finałem MOJEGO harcerstwa płynęło mi to, po prostu z ust całkiem spontanicznie, żywiołowo...? Czy, stosowałem się później sam do swoich przykazań...? Oczywiście, że nie... Życie - jak się później okaże - będzie znacznie bardziej skomplikowane, i znacznie pełniejsze zasadzek, niż się śródleśnemu filozofowi mogło wydawać. Ale początek został zrobiony.(...)".

W tym miejscu trzeba przypomnieć, że wspomnienia Janka zostały wydane pt. "Wspomnienia Warszawiaka" przez Muzeum Historyczne m. st. Warszawy. Fragmenty przekazane przez autora z okazji Stulecia Szesnastki w 2011 roku przeczytać można tutaj.

Po powrocie z obozu Szesnastkę czekały radosne chwile. Szkoła Staszica wróciła z powrotem do swojej starej siedziby nieopodal placu Politechniki. Razem ze szkołą przeniosła się i Drużyna, odzyskując swoją izbę harcerską. Chłopcy mogli zacząć szykować się do pierwszej Choinki "na starych śmieciach". Drużynowym zaś, po krótkim epizodzie Jacka Dąbrowskiego, został Wiesiek Szeliski. Wojtek Bogusławski wspomina w tym miejscu, że do pracy w drużynie wrócili starsi chłopcy, którzy odeszli w atmosferze "swarów i sporów" jesienią 1947 roku. Zdaje się to potwierdzać tezę, iż nie wszystkim odpowiadało przewodnictwo Marka Jaczewskiego i jego następcy.

Rok 1948 skończył się dla Szesnastki dosyć dobrze, mogłoby się zdawać, że idą dla Drużyny lepsze czasy. Jednak ten sam 1948 rok to rok procesów licznych żołnierzy podziemia, między innymi Stanisława Kasznicy i Witolda Pileckiego. W grudniu powstaje Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Komuniści czuli się w Polsce coraz pewniej.

Dyzma Zawadzki

Więcej...