Od kilku dni w klasy piąte przygotowywały się do wycieczki. Miała odbyć się w piątek, 4 października 2002r. Nikt nie znał szczegółów, ale większość uczniów i tak była zadowolona z tego, że zamiast na ulubione lekcje matematyki, biologii czy geografii – pójdą na wycieczkę. I oto przyszedł ten szczęśliwy dzień...

Zbiórka pod szkołą przebiega szybko i sprawnie. Na czele klas stają ich wychowawcy, a pomagają im nauczyciel oraz harcerze i harcerki. Kolumna uczniów przemieszcza się w ekspresowym tempie na dworzec PKP Warszawa-Ochota, z którego odjeżdża pociągiem do Radomia. Nie dojeżdża jednak aż tak daleko. Tuż za Piasecznem wysiadamy na stacji Zalesie Górne. Stamtąd maszerujemy na pobliski parking, gdzie prowadzący nas harcerze przedstawiają program wycieczki. Przede wszystkim – musimy dojść na miejsce „biwaku". Każda klasa ma do przejścia swoją trasę, oczywiście pod wodzą doświadczonych harcerzy i harcerek. W trakcie wędrówki (około 4 km) musimy przygotować występ artystyczny pod szumną nazwą „teledysku", tj. ułożyć własne słowa do jakiejś popularnej melodii i co nieco zatańczyć. Oj, będzie się działo!!! Ale to nie wszystko. Drugim zadaniem jest zbieranie okazów roślin, które następnie musimy przykleić na brystolu i nazwać. Liście, źdźbła traw, szyszki, igły – to wszystko jakoś się nazywa??? Szkoda, że nie pojechała z nami pani od biologii. Zresztą i tak nie mogłaby nam podpowiadać... Zanim wyruszymy otrzymujemy jeszcze spisane na kartkach zasady gry terenowej, w którą zagramy po dojściu na miejsce. Zasady nie są skomplikowane, ale jakoś nie wszyscy wyobrażają sobie jak to będzie wyglądało: jakieś opaski na rękawach, jakieś proporczyki, o co tu chodzi?

Zaczynamy marsz. Jest piękna pogoda – dość ciepło, co jakiś czas zza drzew wygląda słońce. Trasa jest ciekawa, nie wiedzie wprawdzie przez bary szybkiej obsługi, centra handlowe, sklepy i inne takie, ale przez las, a potem wzdłuż wielkiego stawu. Po drodze zbieramy miejscową roślinność i staramy się wymyślić teledysk. Mamy tysiące pytań do prowadzących nas przez las harcerzy, głównie dotyczących tajemniczej gry terenowej.

Wreszcie, po około 40 minutach dochodzimy do miejsca, w którym zaczynamy grę. Każda klasa wyznacza w lesie swój obóz, umieszcza tam proporczyk i rozpoczyna się zabawa. Walka jest bardzo zacięta, niektóre proporczyki przechodzą z rąk do rąk. Zrywanych jest mnóstwo opasek – zdobyte opaski trzeba zachować, bo liczą się w ogólnej punktacji gry. Wreszcie na umówiony sygnał (klakson samochodu) kończymy grę. Wszyscy są zziajani, ale odgrażają się, że chętnie powtórzą grę, choćby i dziś. 

 

Gra obfitowała w wiele pojedynków

 

... ucieczki i pogonie. 

 

Czasem traciłeś opaskę bo wpadłeś w pułapkę.

 

Gdy zdobyłeś proporzec, zostawałeś bohaterem. 

Tymczasem po krótkim marszu przechodzimy na miejsce, gdzie będziemy palić ogniska i piec kiełbaski (zamiast ziemniaków). Znów mamy do wykonania kilka zadań. Po pierwsze, trzeba wystrugać kijki do kiełbasek, po drugie zebrać chrust na ognisko i po trzecie ułożyć je tak, żeby zapaliło się bez konieczności podlewania benzyną. Dwa pierwsze zadania są łatwe – szybko gromadzimy i ostrzymy odpowiednie kijki i zbieramy chrust. W trzecim zadaniu pomagają nam harcerze i harcerki. Po około pół godzinie w trzech kręgach, w specjalnie wyznaczonym do palenia ognisk miejscach wznoszą się foremne stosiki. Na sygnał gwizdka rozpalamy je. Chodzi o to, aby rozpalić ogniska tak, by płomień miał co najmniej 10 cm wysokości. Klasa, która dokona tego jako pierwsza musi głośno krzyknąć, aby sprawdzający ogniska harcerze przyznali odpowiednią liczbę punktów. W ogóle cały rajd Święta Pieczonego Ziemniaka odbywa się na zasadzie punktowanej gry harcerskiej – punktacja obejmuje, oprócz ognisk, także wynik gry terenowej oraz oceny zielników i teledysków. Ostatecznie najszybciej zapłonęło ognisko klasy V C. 

 

VC rozpaliła ognisko w ciągu minuty.

 

Inni potrzebowali na to ponad 10 minut. 

Po rozpaleniu wszystkich ognisk zaczynamy obiad – pyszne kiełbaski upieczone własnoręcznie na ognisku smakują znakomicie. Zagryzamy chlebem. Wszyscy najadają się do syta.

 

Nie było cateringu...

 

...obiad trzeba było sobie upiec samemu. 

 

Pytacie jak smakował?

 

Zdania na ten temat były podzielone. 

Czas nas goni, a trzeba jeszcze zaprezentować zielniki i teledyski. Zielniki oceniają harcerki (najlepiej wypadła klasa V B), a teledyski – jury złożone z nauczycieli i rodziców (to również wygrała V B). 

Narada jury w sprawie zielników.

Siedzimy pod ogromną drewnianą wiatą, na środku której znajduje się umowna scena. Każda klasa przedstawia swój program. Śmiechu jest sporo, ale widać, że wszyscy w zasadzie podeszli do zadania bardzo poważnie

 

Chórek

 

Boy's & Girl's Band 

 

Rasowy kabaret

 

Nagrody dla zwycięskiej klasy. 

Po zakończeniu prezentacji teledysków harcerze ogłaszają wyniki całego rajdu. Zwyciężyła klasa V B, zdobywając 11 punktów, drugie miejsce V C (9 punktów), a trzecie – V A (5 punktów). Zwycięzcy otrzymują dyplom za uczestnictwo w rajdzie oraz drugi – za zajęcie pierwszego miejsca, a także karton batoników, drugie i trzecie miejsca nagrodzone zostają dyplomami oraz innymi słodyczami. Oprócz tego każdy z nas dostaje pamiątkowy znaczek z nadrukiem „Święto Pieczonego Ziemniaka 2002" oraz tarczą szkolną.

Harcerze i harcerki gromadzą oddzielnie chłopaków i dziewczyny i zachęcają ich do wstąpienia do drużyn. Chłopcy dostają ulotkę informacyjną i słuchają jakie to atrakcje czekają harcerzy w zbliżającym się roku: zimowisko, spływ kajakowy, obóz nad jeziorem i wyprawa rowerowa do Wilna.

Czas do domu. Gasimy ogniska i maszerujemy na stację w Zalesiu. Przed 17:00 jesteśmy pod szkołą i żegnamy się rozchodząc do domów. To była wspaniała wyprawa. Szkoda, że trwała tak krótko. Ale jeśli zostanę harcerzem (harcerką), to przecież takie wycieczki będą odbywać się częściej. Chyba warto się nad tym zastanowić, no nie?

tekst: Lech Najbauer
foto: Marek Gajdziński