Relacja z wycieczki III Plutonu 16WDH do Puszczy Kampinoskiej w dniach 27-28 luty 2004 r.

Celem zbiórki obu zastępów III Plutonu było szkolenie z zakresu sygnalizacji. Wówczas też wpadliśmy na pomysł zorganizowania biwaku. Wybyliśmy z naszych domów i pojechaliśmy spędzić troszkę czasu razem. Zbiórka miała miejsce tradycyjnie na osiedlu Górczewska o godzinie 17:30. Ja zjawiłem się kilka minut po czasie z powodu korków, jakie napotkałem na swojej drodze (ale nie chodzi tu o korki od butelek). Osoby, które nie posiadały biletów udały się do pobliskiego kiosku w celu ich nabycia. Nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, że w czasie, gdy plutonowy kupował bilety, kierowca autobusu niespodziewanie uruchomił silnik i chciał już ruszać, ale dzięki interwencji Pawła i Roberta autobus poczekał na nas i kilku innych cywilnych spóźnialskich pasażerów.

Po dotarciu do Leszna ruszyliśmy w drogę na Białą. Wybraliśmy wariant skrócony, który nie przechodził obok domu Lesława. W którymś momencie napotkaliśmy na skrzyżowanie, którego po ciemku nie mogliśmy rozpoznać. Na szczęście przechodziło tamtędy małżeństwo, więc spytaliśmy się ich jak dotrzeć na Białą, a w odpowiedzi usłyszeliśmy więcej pytań, niż można obie było to wyobrazić: A jakim szlakiem(?), a gdzie konkretnie(?), dłuższą drogą, czy krótszą(?) itp. Mieliśmy więc wiele wariantów do wyboru, a mili państwo oferowali nam niemal wszystkie kierunki marszu, oprócz tego, z którego przyśliśmy. Tak więc po wybraniu wariantu „najkrótsza droga", starsze małżeństwo pokazało nam jeden kierunek, w którym powinniśmy się udać.

Po dotarciu na miejsce i rozlokowaniu zjedliśmy kolację. Cała wyprawa miała charakter czysto przyjacielski, więc nie zabrakło gier w szachy, które rozwijają umysł, czy „Monopoly", rozwijającą strefę przedsiębiorczą w naszym plutonie (to się nazywa myślenie przyszłościowe, kiedyś bowiem będziemy potrzebować swojego kwatermistrza!)

Celem jednak naszego biwaku była nocna gra szkoleniowa z zakresu sygnalizacji przygotowana przez Jacka i Roberta. Wprawdzie fabuły nie miała, ale nie dało się w niej znaleźć nudy, czy rozczarowania. Gra była krótka (ok. 1 godzinki) i zwięzła, tylko konkretne i szczegółowe zadania, miedzy innymi nadanie latarką odpowiedniego hasła, marsz na azymut, budowanie chatki (niezastąpione w momencie, gdy się zgubimy, bo nie umiemy nadawać) i opatrywanie (w momencie, gdy wiemy gdzie iść, ale nie możemy, bo mamy rannego). Gra zawierała więc uniwersalny zestaw zadań do wykonania. Inaczej miała się część wykonawcza, gra miała przetestować nasze umiejętności i spełniła to w 100%. Podsumowując: mamy jeszcze wiele do zrobienia i wiele tematów na najbliższe zbiórki.

Po powrocie z gry zapadliśmy w głęboki sen (oczywiście czuwając). Następnego dnia zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się, posprzątaliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną do Warszawy.

Mikołaj Nowakowski